Episode 36

3.7K 413 91
                                    

Obudziłem się przez zimno, które mnie otaczało z każdej strony.
Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a moje ręce oraz nogi były skrępowane. Moje ciało leżało na starym brudnym materacu. Dookoła mnie znajdowały się ceglane mury, jakbym znajdował się w jakimś pustostanie. Dlaczego ktoś to robi?  Do czego jestem mu potrzebny? Boje się...  Chcę do mojej Alfy.

- Obudziłeś się już?  Świetnie, bo już się bałem, że ten gaz coś ci zrobił - z cienia wyłonił się alfa, dobrze znany mi pod pseudonimem, który sam mu nadałem - Karmelek.

- Wypuść mnie - poprosiłem patrząc na niego z zaskoczeniem.

- Nie możesz stąd wyjść. Musisz tutaj zostać

- Dlaczego to robisz?  Do czego ci jestem niby potrzebny?  Jeśli Tyler się dowie, że zniknąłem...

- Oddamy cię mu za jakiś czas

- My? Ktoś jeszcze tu jest? 

- Wkrótce się dowiesz - odparł i podszedł bliżej.

- Tyler cię zabije - zauważyłem - nic mu nie powiem, ale musisz mnie wypuścić. TERAZ

- Posłuchaj ja osobiście nie lubię krzywych akcji, okej?  Ale nie mam innego wyboru, a to sprowadza się do tego, że ty również nie posiadasz wyboru więc siedź tu cicho i rób to co karzemy, a wszystko będzie dobrze - usiadł obok mnie na materacu i wbił wzrok w podłogę.

- A co jeśli dostanę rui?  - blefowałem by znaleźć jakiś punkt zaczepienia by się stąd wydostać.

- Nie chciej jej mieć, bo serio odradzam - mruknął i rozwiązał mi nogi, a sznury, które wciąż spoczywały na moich nadgarstkach pozostały na swoim miejscu z tą różnicą, że Ashton trzymał mnie przez to jak na smyczy.

- Chodź ze mną i nie szarp się, bo to tylko pogorszy sprawę - mruknął i zaczął ciągnąć mnie w nieznanym mi dotąd kierunku.
Schodziliśmy po schodach do jakiejś piwnicy, a tam zostałem wprowadzony do jednej z cel.

- Ty chyba sobie jaja ze mnie robisz - zacząłem się szarpać chcąc się stąd wydostać. Nie podobało mi się to.

- Jaja to mi obije Tyler jak się o tym dowie - uśmiechnął się chcąc mnie... Pocieszyć?  Kiepsko mu to wyszło.

- Po co to robisz?  Przecież on może cię nawet za to zabić.

- Dla miłości jestem w stanie zrobić wiele, choć naprawdę wolałbym tego nie robić - szepnął i odsunął się od krat szepcząc mi jeszcze ciche "przepraszam" na odchodne.

Siedziałem na zimnej i lekko wigotnej ziemi już od kilku godzin. Nie wiem ile dokładnie czasu już tutaj jestem, bo w tych ciemnościach straciłem rachubę czasu. A ponieważ było mi zimno i czułem zagrożenie to zmieniłem się w moją wilczą postać. Nie chciałem tutaj tak umrzeć...

- Leo?  Leo?  - usłyszałem czyjś głos i podbiegłem do krat.

- Anna?  Jak to dobrze, że nic ci nie jest!  Martwiłem się - zacząłem merdać ogonem na jej widok, choć jej twarz była... Jakaś inna. - Gdzie byłaś?  I skąd się tu wzięłaś? 

- Nie ma na to teraz czasu , chodź ze mną - mruknęła jakby nieobecna gdy otwierała drzwi do mojej celi.

- Skąd masz klucz?  - zapytałem wychodząc i idąc za nią na czterech łapach w wilczej formie. Nie podobała mi się ani ta sytuacja, ani jej zachowanie. Coś było nie tak.

- Za dużo pytań zadajesz - powiedziała to oskarżycielsko i przyspieszyła kroku.
Gdy zauważyłem jakiś błysk światła w oddali zacząłem wierzyć, że mogę jakoś z tego wyjść.
Jednak gdy tylko przyspieszyłem kroku to poczułem mocny ból w okolicach brzucha, a jego autorką była Anna, która posłała mnie tym kopniakiem do jakiegoś ciemnego pomieszczenia z jednym małym okienkiem na suficie, które zamiast szyby miało kraty.

- Jeżeli ja nie mogę mieć dzieci to ty też ich nie będziesz miał - wysyczała przez zaciśnięte zęby i zaczęła się do mnie zbliżać, szybkim ruchem zamykając za sobą drzwi.
———————————————————————————————

Chyba zepsułam ten rozdział ;--;


18.06.2018r.

Jestem OmegąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz