Episode 9

4.2K 439 30
                                    

Po jakże miłej wymianie zdań z Alfą, reszta nocy przebiegła w miarę spokojnie tzn. wróciłem do łóżka, trochę się powierciłem, aż w końcu odpłynąłem w krainę snów.

Następnego dnia około godziny piątej rano zrobili nam dość brutalną pobudkę. Była ona na tyle brutalna, że do tej pory nie umiem "odczytać" swojego pulsu (choć w sumie nigdy nie umiałem tego sprawdzić, ale nieważne).
Na początku ja jak i pewnie każdy tutaj z obecnych śpiących alf, wyczuliśmy obecność kilku wilków, ale że ich zapach był nam znany to nasze wilki nie wyczuły żadnego zagrożenia z ich strony, jednak gdy te kilka alf zaczęło hałasować, krzyczeć i nawet przewracać niektórych z łóżek to wtedy wszyscy zerwali się na równe nogi, a po chwili każdy stał w jednym rządku gotowy i przygotowany do dalszych poleceń. Poczułem się trochę jakbym był w wojsku. Tylko, że tu było tysiąc razy gorzej.

- Kolejno odlicz ! - wydał polecenie jeden z nich ostrym tonem głosu stając przed nami. Każdy z nas wypowiedział numer jaki akurat mu przypadł, a następnie wszyscy zostaliśmy skierowani na polanę by rozpocząć jak mniemam pierwsze przygotowania do wyprawy, która miała zacząć się już następnego dnia.

- Dobra na początek może... - teraz do głosu doszedł nasz "wspaniały" czarnowłosy Alfa, który ku mojemu zdziwieniu, nie zaszczycił mnie dzisiaj ani jednym spojrzeniem. - Ty, tak ty - jednym szybkim ruchem uniósł swoją rękę i wskazał na mnie palcem nie patrząc nawet w moim kierunku.
Niepewnie wykonałem krok w przód patrząc cały czas na twarz Alfy, pokazując mu, że się go nie boje, ale on nadal nie zaszczycił mnie swoim choćby najmniejszym spojrzeniem.

- Będziesz biegł najszybciej jak potrafisz po tym torze przeszkód - pokazał palcem na długi i szeroki tor, który wypełniony był rozmaitymi pułapkami i niebezpieczeństwami.

- Albo wyjdę z tego cało, albo nie - pomyślałem patrząc na to wszystko.

- Następnie wdrapiesz się po tej ścianie - wskazał teraz na wielki mało stabilny (przez starość) mur ceglany rozciągający się na kilka metrów w górę. - a na koniec wskoczysz do tego tam stawu - wycelował teraz palcem na olbrzymi i (zapewne) głęboki staw. - Do roboty! A reszta biega w kółku aż nie powiem, że koniec! - warknął i odszedł w stronę biegających już alf.

Od razu zabrałem się za wykonanie tego polecenia nie chcąc pokazać, że jestem od nich gorszy.
Na początku starałem się biec w miarę szybko by nie wykonać tego zadania w zbyt długim czasie, jednak szybko przekonałem się, że nie jest to odpowiedni sposób by wyjść z tego cało.
Przez początkową szybkość poraniłem sobie nieco nogi, robiąc przy okazji kilka dziur w nowych spodniach, a później musiałem się zmierzyć ze skakaniem po obiektach ułożonych tak jakby na błocie. Jeśli spadłbym z któregoś z obiektów to bym wpadł prosto w błotną kąpiel, a to oznaczałoby totalną porażkę dlatego dokładnie wymierzałem odległości jakie powinien pokonać by nie dać żadnemu z nich tej satysfakcji.
Pokonując ten cały tor, kompletnie straciłem poczucie czas. Nie wiedziałem czy jestem tu piętnaście minut, a może dwie godziny? Starałem się po prostu robić swoje.
Gdy przedarłem się przez krzaki, które niestety zdołały pokaleczyć moje ręce i nogi, zobaczyłem mur. Nie myśląc wiele jakoś się po nim wspiąłem na odpowiednią odległość, która była tak jakby granicą, że jeśli teraz bym spadł to bym się nie zabił i przy okazji żaden mój narząd mięsień czy chociażby kość nie zostałyby naruszone, jednak jeśli przesunę się o kilka metrów w górę i wtedy bym spadł z takiej wysokości to na sto procent byłbym trupem.
Gdy pokonałem mur byłem wycieńczony i mega odwodniony, a przede wszystkim głodny jak wilk. W dodatku dopiero teraz te wszystkie niedogodności zaczęły być dla mnie odczuwalne. Te bóle, krew, która wypływała ze starych i świeżych ran uruchomiła coś jakby alarm w organizmie, że ja i moja omega potrzebujemy odpoczynku, ale nie mogłem tego uczynić. Ponadto zaczęło mi się wydawać, że te rzeczy, które mnie raniły były czymś nasączone, czymś co odbierało mi energię, osłabiało mnie.
Kiedy tylko zeskoczyłem z muru i przebiegłem kawałek słabym truchtem najzwyczajniej w świecie padłem przed stawem, oddychając ciężko i modląc się żeby przypadkiem nie zemdleć. Po chwili nade mną pojawił się czarnowłosy wraz z jeszcze jednym alfą. Rozpoznałem ich od razu po zapachu.

- Jemu to już chyba wystarczy na dziś Alfo Tyler - parsknął alfa. Nie jestem dokładnie pewien jakie mieli wówczas miny, gdyż moje powieki w tamtej chwili stawały się niesamowicie ciężkie.

- To ja zdecyduje kiedy będzie wystarczająco! Jest tutaj najsłabszym ogniwem więc musi pokazać, że chociaż minimalnie jest coś wart - zaśmiał się czarnowłosy (sądząc po głosie). Szczerze miałem ochotę wstać i skopać mu tyłek za te niemiłe, a wręcz krzywdzące słowa, które wypowiedział, jednak w tej chwili nie miałem czucia nawet w opuszku małego paluszka u stopy.

- Więc co chcesz z nim zrobić?

- Zobaczymy jak dobrze pływa ten szczeniak - po tych słowach poczułem mocne szarpnięcie, a następne było już tylko nieuniknione spotkanie z chłodem tafli wody.

Może i Tyler był przebieglejszy mądrzejszy oraz silniejszy ode mnie jak i prawdopodobnie od każdej alfy tutaj, jednak jednego skubaniec nie zdążył przewidzieć, a mianowicie tego, że nie umiem i nigdy nie umiałem pływać.
———————————————————————————————
Heja! 💖
Znowu przed 24, ale jest! XD
Uff... Mam nadzieję, że się podoba i że przez weekend uda mi się coś napisać na zapas, bo zawaaaał 😤 styki się palą 🔥🤯 🔥 Możecie je ugasić zostawiając gwiazdkę ⭐️ i w miarę możliwości komentarz 💬. Przesyłajcie też dobrą energię by wena pozostała ze mną na dłużej 😱❤️ A i jeszcze jedno! Moglibyście proszę dopisać kilka komentarzy pod "Episode 7"? Jakbyście mogli to byłabym bardzo wdzięczna 😅💋

11.05.2018r.

Jestem OmegąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz