35. Początek

719 44 33
                                    

Lexa

Aprikus zachwyca pięknem zawżdy nieodmiennie w mym świecie, tak też w tym należącym do blondynki napawa nowymi siłami i chęciami aby stawiać czoła przeciwnościom losu.

Tego Słońca mija wiosna i jedna pełnia odkąd przedziwne zjawisko, które niemniej niespotykaną mocą przeniosło mą postać na planetę jasnookiej. Właśnie tyle ubyło, od kiedy zabrakło mej obecności we własnej swerze, przy czym opuściłam lud, jaki zwę swym na rzecz nieznanego. I dokładnie tyle samo od momentu, w którym na drodze żywota napotkałam Clarke.
Dziewczyna zaintrygowała mnie swą osobą, gdy tylko ją dostrzegłam. Oczarowała wieloma cechami, przez urodę, którą ujrzałam jako pierwszą, a skończywszy na charakterze, który nie jest mniej urzekający.

Przez wcześniejszo wspomniany okres wydarzyło się sporo, nie sposób tego ukryć. Tak jak tego iż zbliżyłyłyśmy się do siebie. Przywykłam do niej z łatwością. Pozwoliła, abym ją poznała, choć może jeszcze nie wszystko pojmuje, to jednak jakąś oretacje w owej tematyce posiadam. Ujawniła wiele tajemnic świata, w którym obecnie przyszło mnie egzystować. Zawsze mogłam liczyć na jej pomoc, za jaką nie oczekiwała niczego w zamian. Opiekowała się mną od początku i przyjęła pod dach swego domostwa bez najmniejszych wątpliwości. Zawdzięczam błękitnookiej niemało i niemniejszą jawi się ma wdzięczność za wszelakie dobro.

Po zniknięciu zimowej okrywy rozważałam powrót do obozu, lecz zakosztowałam w dobitnej argumentacji, jakiej nie sprosta się oprzeć użytej przez jej subtelne usta. Spostrzegłam już, że z Clarke u boku czeka mnie niezmierzona ilość przyjemnych i interesujacych oraz nowych doznań.

Clarke: Siadaj Hedo śniadanko gotowe. Już podaje kawusie.

Zajęłam miejsce przy blacie, na którym jak oznajmiła, znajdowało się poranne jadło. Oczekując na ciepły napitek przeciągnęłam jeszcze raz odrętwiałe mięśnie.

Clarke: Źle spałaś?

Lexa: Zsunęłaś me ciało na koniec łoża tego księżyca. Kiedy otworzyłam oczy, częściowo byłam poza nim.

Clarke: Wybacz Hedo.

Postawiła przede mną naczynie z życiodajnym naparem i ucałowała w polik. Choć takie czyny ze strony niebieskookiej miały już miejsce, nadal są czymś innym. Nie zaprzeczę. To miłe, jednak wciąż nie przywykłam.

Clarke: Czy takie przeprosiny wystarczą?

Z ciekawską miną zasiadła na przeciw.

Lexa: Będziesz, musiała się bardziej postarać Clarke.

Clarke: Coś się wykmini.

Posłała w mą stronę porozumiewawczy gest i z wyrazem twarzy łudząco podobnym do tego, przed którym zażyłyśmy kąpieli w fonatanie, wpatrywała się wyczekująco.

Lexa: Mam nie odparte przeczucie, że coś knujesz Clarke.

Clarke: Skąd ci to przyszło do głowy Hedo?

Zachichotała, a ja obdarzyłam ją podejrzliwym spojrzeniem.

Lexa: Instynkt samozachowawczy daje o sobie znać.

Skitowałam biorąc w dłoń filiżankę, aby upić trochę rozbudzającego roztworu.

Lexa: Clarke!

Clarke: Co się stało Lex? Za mało słodka?

Zapytała z rozbawieniem, zaraz po tym jak parsknęła śmiechem, który wywołany został mym odruchem. Wzięłam łyk kawy będąc przekonana, że z napójem wszystko jest w porząsiu. Od razu po tym cała zawartość wróciła z powrotem do naczynia okazując się słona niczym morska woda.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz