20. Miłość To Słabość

484 38 6
                                    

Lexa

Czwarte Słońce. Właśnie tyle minęło, odkąd nie doświadczyłam obecności Clarke. Obserwowałam wschód przebijający się między gąszczem przyszykowywując strawę. Nie posiadałam apetytu, lecz coś spożywać muszę.

Ciągłe kontemplację na temat błękitnookiej i owego mroku, gdy widziałam ją ostatnio, zajmowały mą głowę pozbawiając chęci czynienia czegokolwiek. Pojmuję, iż była wzburzona, a ja jedynie wzniecałam ogień jej gniewu głupkowatym zachowaniem, a jeszcze bardziej nie udzielając odpowiedzi na pytania, które zadała. Ale nie byłam w stanie jej odpowiedzieć. Nie potrafię udzielić odpowiedzi także sobie. Nie chciałam i chyba nadal nie chce dać temu wiary, czy dopuścić do siebie owych myśli. Muszę zostać zdystansowana co do tego.

Doskonale pamiętam nauki swego Strażnika płomienia i zdaje sobie sprawę, iż powinnam się trzymać jego słów. Tak będzie lepiej dla wszystkich, aczkolwiek nie jestem w stanie zaprzeczyć, temu iż wiendne, jak niepodlewany kwiat nie mogąc choćby na krótką chwilę ujrzeć postaci, która iści się niby miodem na wszelkie me udręki.

Tego księżyca, gdy spotkałam Clarke ostatni raz, długo leżałam patrząc w zachmurzone niebo, z którego co jakiś czas byłam w sposobności dojrzenia ciał niebieskich. Czas, który blondynka nazywa nocą, spędziłam bez zmrożenia oka rozmyślając. Widziałam niebieskie przebłyski, które przebijały sie przez ciemność, doszły mnie również różnorakie odgłosy. Jednak nie zwracałam na nie zbytnio uwagi będąc pogrążoną w myślach.

****

Właśnie wybierałam się, aby poszukać śladów pozostawionych przez zwierzyne łowną, by jakoś zagospodarować wolny czas, którym dysponuje. Podnosząc łuk ze stojaka, usłyszałam dźwięk telefonu, który podarowała mi blondynka, przed swym wyjazdem. Powoli odłożyłam broń miotającą na miejsce i odebrałam.

Clarke: Hedo...

Głos po drugiej stronie był słaby i drżał przy wypowiadaniu kolejnych słów

Lexa: Clarke co się dzieje?

Clarke: Mogłabyś przyjechać do mnie

Usłyszałam szloch, na co niepokój owładnął mą osobe.

Clarke: Proszę cię. Nie mogę tak bardzo...

Nie dopowiedziała, a ja nie zastanawiając się nisekundy dłużej zapewniłam.

Lexa: Zaraz tam będę Clarke.

Nie zwlekając, szybkim tempem opuściłam szałas kierując do zagrody. Nie fatygowałam się, nie chcąc trącić czasu na zakładanie całego rzędu. Sprawnie nałożyłam uzde na koński łeb i wciągnęłam ciało na wierzchowca, trzymając za wodze i nasadę grzywy przy kłębie jedną ręką, oraz stabilnie opierając drugą na jego grzbiecie. Nie otworzyłam także przejścia, więc skierowawszy konia na najniżej przymocowany bal ogrodzenia, przeskoczyłam na nim przez niego, od razu mocno spinając zwierzę i obierając jak najkrótszą drogę w stronę domostwa Clarke.

Docierając na miejsce dostrzegam mnogość pojazdów, oraz nieznanych, ubranych na czarno ludzi, którzy przyglądali się mnie ze zdziwieniem. Nie zwracam na nich uwagi i podjeżdżam pod ganek gwałtownie wyhamowując karego rumaka. Zeskakuje ze zwierzecia i przeplatam lejce kilkukrotnie przez poręcz schodów, jednoczenie już wchodząc po stopniach. We wnętrzu zauważam zamkniętą, drewnianą skrzynie i jeszcze więcej obcych postaci. Pomiędzy nimi odnajduje znajomą twarz, która po zorientowaniu, że znajduje się w owym pomieszczeniu również rusza w mym kierunku.

Raven: Jest na górze...

Mówi wskazując mi odpowiednie drzwi.

Raven: ... Dobrze, że przyszłaś. Idź do niej Hedo.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz