69. Amulet Szczęścia

526 39 47
                                    

Clarke

Clarke: Wstajemy Lexi.

Wchodząc na materac pochyliłam się nad nadal drzemiącą brunetką, która mruknęła coś pod nose i tym razem sama z siebie zrobiła słodki grymas przypominający wkurzonego szopa.

Clarke: Główka boli?

Pocałowałam zielonooką w czoło, kiedy przekręciła się nie podnosząc powiek na plecy, a ja wygodnie usiadłam na jej biodrach.

Lexa: Zmuszona jestem wyznać, iż jak dotąd. Nie uczciłam swych narodzin w tak bezdennej studni napitku.

Zaśmiałam się, gdy Heda przykładając przedramie do głowy zmarszczyła brwi. Trzeba przyznać zaszalałyśmy trochę wczoraj. Ale po pierwsze były urodzinki Lexi, a drugie po miesiącach treningów w końcu jesteśmy na wakacjach, więc grzechem byłoby przepuścić taką okazję.

Clarke: Zamówiłam śniadanko. Na pewno po nim poczujesz się lepiej.

Kommandor odchylając lekko swoją rękę luknęła na mnie jedną trawiastą tęczówką ze skwaszoną miną.

Clarke: No już podnosimy zadki z wyrka.

Zeskoczyłam z łóżka i odwróciłam się do patrzącej i odrobine skatowanej Lexy uśmiechając się do niej ciepło.

Clarke: Dziś ostatni wieczór w Paryżu.

Nachyliłam się dając całusa brunetce.

Clarke: A ja zaplanowałam kilka atracji.

Mrugnęłam i chciałam się wyprostować, ale jak tylko członkini Trikru zczaiła, co kombinuje, pociągnęła mnie w dół, a to poskutkowało, że wylądowałam płasko na wyrzeźbionym ciałku.

Lexa: A może pozostaniemy w łożu?

Wymruczała składając pocałunki na mojej szyji, ale nie ma tak. Już wszystko ogarnęłam.

Clarke: Jak będziemy stare...

Odgięłam się i kukając w limonkowy gaj oczek Lexi rozbawiona wysłałam jej uśmiech.

Clarke: ...to odeśpimy, a teraz ubieraj zgrabną dupke.

Kommandor trochę niechętnie odpuściła trzymanie mojej sylwetki, przez co ponownie znalazłam się na podłodze.

Clarke: Naszykowałam ci już ciuszki.

Zostawiłam buziaka na przyjaźnie wyginających się malinowych ustach i spojrzałam na Lexe, która pomimo kaca wymalowanego na twarzy patrzyła na mnie, jak na ósmy cud świata.

Lexa: Jesteś piękna o każdej porze słońca i księżyca Clarke.

Bystrzacha co nie? Nawet gdy mówi tak pospolity komplement, wie jak odpowiednio dobrać słowa, żebym nie mogła się przyczepić. Heda podniosła się do siadu przesuwając na skraj materaca i przyciągnęła mnie obejmując w pasie, aby podnieść śliczny pyszczek i przytulić go do mojego brzucha przy czym ślepo z rozczulonym jasno zielonym wzrokiem wpatrywała się w moje oczy.

Lexa: Dzięki tobie skarbie. Zdałam sobie sprawę już dawno, iż zostałam wybrańcem losu.

Na delikatny ton głosu i uroczy wyraz twarzy pomyziałam leksowy policzek.

Lexa: I nie prawie tu o nocnej krwi, czy decyzji ducha będącego w mym wnętrzu.

Odpuszczając objęcie jednego ramienia na mojej tali przyłożyła chłodne opuszki do ręki i łagodnie ujmując dłoń czule pocałowała ją.

Lexa: Z tobą u boku doświadczyłam wiele. Jednak nikt nie przyniósł mnie tyle szczęścia i radości Clarke.

Ponownie umieszczając moją rękę na swojej roztkliwionej mordce pogładziła moje palce.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz