85. Słuchaj Żywych

638 28 53
                                    

Lexa

Clarke: O co pytałaś?

Dopiero słysząc kolejne pytanie odwróciłam się w kierunku mej niewiasty widząc ją podchodzącą ku mej osobie, gdy wyrwane ze czczonego dęba listowie, niesione podmuchami powietrza poczęło krążyć wokół niej.

Lexa: Czyż właściwie stało się, iż przybyłaś ze mną na te ziemie.

Clarke: Lexa co ty mówisz?

Zmartwione lico wpatrujące się we mnie stanęło bliżej, a liście okalając nasze postacie wirowały dokoła unoszone dmieniem.

Lexa: Odkąd zjawiłyśmy się tu. Przez wiele czynników mogłaś zająć ulokowanie tych, których tego dnia pożegnaliśmy.

Clarke: Czyli wcale nie martwiłaś się o Maksymo, tylko o mnie?

Blondynka niwelując odległość dzielącą nasze figury przybliżyła się na wyciągnięcie ręki, by zadać wręcz oczywiste zapytanie.

Lexa: Nie jest mnie zobojętniały, lecz jego byt niczym się ma do twej ezystcji Clarke.

Clarke: Przecież wiesz...

Błękitnooka ujmując me dłonie scaliła nasze palce mówiąc miękkim tonem.

Clarke: ...że moje miejsce znajduje się przy tobie Lexi.

Gładząc mą skórę delikatnymi opuszkami uśmiechnęła się łagodnie nie przerywając choćby na sekundę kontaktu wzrokowego.

Clarke: A gdybyś mnie tu nie zabrała. Przeszłabym, żeby cie odszukać.

W szczerości słów Clarke utwierdzały mnie nie tylko ich wydźwięk pewności w głosie, ale równie postawa, oraz wzrok, jaki wypowiadał sam przez się, iż uczucie, którym darzy mnie jasnowłosa, niezezwoliłoby na rozłąkę.

Clarke: I jeżeli podsunąły ci się, jakieś głupie myśli odtransportowania mnie do domu...

Niebieskooka robiąc krok wprzód oparła czoło o me nadal skupiając spojrzenie na mym obliczu bławatkowym kwieciem niepowtarzalnie ukwieconych ostępów swych tęczówek.

Clarke: ...to już ci wyjaśniam, że nici z tego.

Podciągnęłam kącik ust czując, jak makowe wargi czule przylegają w obszarze, gdzie jeszcze chwilę wcześniej spierała się głowa jasnookiej.

Clarke: Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo Lexa.

Ponownie przywierając własnym czołem do mego wejrzała w oczy wzrokiem lazurowej laguny mocniej spajając nasze prawice, oraz lewice.

Clarke: Jestem, jak rzep, który się do ciebie przyczepił i nie uda ci się sprawić, żeby odłączył się.

Jasnowłosa wędrując palcyma po mym ramieniu podążała ku górze, ażeby zatrzymać je na karku w niepłochliwym, a jednak z wyczuciem chwycie.

Clarke: Zostaje z tobą, tak?

Choć czaszka Clarke wykonała manewr potaknięcia, ja wcale nie byłam utwierdzona w owym stanowisku.

Lexa: Gdzież się podziała twa eskorta?

Rozpoznałam niezadowolenie w licu blondynki, jednakże udzieliła odpowiedzi na zadane pytanie.

Clarke: Dałam chłopakom wolne.

Spojrzałam nieco karcąco na niebieskooką, której ruch gałek ocznych wymawiał sam za siebie.

Clarke: Daj spokój. Im też przyda się odpocząć.

Nie zmieniając postawy poddawałam się pieszczotliwemu poruszaniu się paznokci jasnowłosej na mej skórze karku, jaki na celu miała mnie przekabacić.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz