79. Zjawa

509 33 177
                                    

Lexa

Tuląc swą niewiastę pozwalałam nam obu w milczeniu dojść do siebie. Zamknęłam na chwilę powieki i od razu otworzyłam je natrafiając na gwieździsty firnament, oraz głęboko wciągnęłam powietrze.

To działanie wymogła na mnie zmora przypomnienia spadającej w przepaść błękitnookiej. Nie byłam w stanie wstrzymać rozmyślań, cóż mogłoby się stać, gdybym nie pochwyciła jej w czas. Czarna mara zakończenia żywota przez najmilszą mnie persone przysparzała o zawrót głowy wraz z galopującym sercem. Nie umiałam go poskromić, rozpędzone do granic możliwości przez widmo utraty Clarke długo nie odnajdowało możliwości, aby wyciszyć i unormować rytm.

Clarke: Lexa co to?

Słysząc zlękniony ton blondynki wejrzałam na nią, a po spojrzeniu w strwożony wyraz lica, oraz nadal szeroko otwarte oczy, jak w momencie spadania pokierowałam własne w strone, gdzie wpatrywały się.

Clarke: Czy to jest duch?

Wyszeptała dalej z obawą w głosie, na widok białej zjawy przenikającej między listowiem, przez co nie spostrzegałam możności zidentyfikowania, cóż to mogło być. Jednak będąc przekonana, iż owe ruchy i dźwięki nie zostały wytworzone przez żadne widmo. Podciągnęłam lekko kąciki przykładając dłoń do policzka mej partnerki. A mając ją przy sobie bezpieczną, zdrową i całą odczułam ulgę.

Lexa: Nie możliwym, aby był to upiór Clarke.

Clarke: Wracajmy już może do obozu, co?

Jasnooka wzniosła głowę z mej klatki rozglądając się zapewne w poszukiwaniu obiektu, jaki wzięła za zbłąkaną duszę.

Lexa: Twe usta wypowiadają całkiem roztropną propozycje.

Niezależnie od tego, iż w mym przekonaniu w pobliżu nie przebywało żadne straszydło, mogłyśmy jednakże natrafić na zagrożenie w postaci żywych. Przebywając blisko terytorium Azgedy pomijając sam klan równie prawdopodobnym stało się napotkanie skowyta, śnieżnych gryźli, czy choćby watahe białych i nieco większych od tych z leśnych ostępów Trikru wilków.

Po podniesieniu się z ziemi i znalezieniu na grzbiecie Bucefała skierowałyśmy się ku pozostawionym towarzyszom.

Clarke: Lexa słyszałaś to co ja?

Już wcześniej doszły mnie odgłosy, iż ktoś, a raczej coś podąża za nami, aczkolwiek nie chcąc mocniej zastraszać niebieskookiej postanowiłam jej o tym nie informować. Bardziej popędzając konia uciskiem łydek na jego bokach dalej nasłuchiwałam.

Clarke: Znowu to coś się pojawiło!

Krzyknęła jasnowłosa skrywając oblicze w rozcięciu mego odzienia na dekolcie. Zerknęłam w prawo dostrzegając poruszenie w gąszczu i natychmiastowo wyraziściej spinając wierzchowca dołożyłam jeszcze odpowiedni ruch rąk dodatkowo nakłaniając go do szybszego biegu.

Clarke: Ono się do nas zbliża!

Zaprawde nad podziw, nie wiele koni było w stanie dorównać kroku Bucefałowi, a teraz zwierze jest w pełnym galopie biegnąc po leśnej drodze nie wstrzymywane przez mą osobę. I jakieś stworzenie poruszające się w gęstowiu podołało zrównać mu tempa w dodatku przemieszczając się tak, by zostać nieodgadnionym.

Lexa: Przełóż nogę nad szyją Bucefała i usiądź poprawnie.

Chwytając blondynkę w pasie zrobiłam dla niej więcej miejsca wysuwając się na skraj siodła. Odczekałam, aż zajmie odpowiednią pozycje i solidniej obejmując ją w tali ramieniem, ponownie nakazałam wierzchowcowi przyspieszyć.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz