7. Obietnice

495 41 2
                                    

Clarke

Lexa: Powiadam nie, Clarke!

No i to stanowczo. Po lesie się poniosło, a już widać obszar parkingu. Chyba w drodze korony drzew zatykały dostęp jakiemukolwiek źródłu świetlnemu. Ha! Bingo tego argumentu użyje.

Clarke: Ale Heda..

Lexa: Nie!

Taaa, to się nagadałam. Nawet nie dała mi zacząć...

Clarke: Przecież to nic takiego. Zaraz totalnie wyjedziemy z lasu.

Dosłownie mijamy ostatnie pnie. Minutka nie zleci i będzie słychać podkowy depczące żwirek.

Lexa: Wyraziłam jawnie decyzyjność własną.

Ona to ciągle jest taka zasadnicza. Podwładni muszą mieć przekichane.

Clarke: Tak Hedo. Czaje, co mówisz. Nie chcę robić ci większych kłopotów...

Nie no znowu. A spróbuj jej przerwać. Wydaje się wtedy, że oczami jest w stanie wgnieść kogoś w glebe. Mocne ma to spojrzenie. Miałam rację. Konkretna babka z niej.

Lexa: W obozie zadeklarowałam odtransportowanie twego indywiduum. Nie zwykłam marnotrawnie składać słów popuszczając je ku wietrznemu dmieniu.

Clarke: Nie zarzucam ci rzucania słów na wiatr. Wyprowadziłaś mnie z lasku...

...a bardziej wywozi murzyn...

Clarke: ...bo się bałam. Znajdujemy się już na miejscu parkowania aut...

Mogłam wziąć swoje. Nie przemyślałam wszystkiego wybierając się na piechotę.

Clarke: ...tu już jest widniej.

Masa gwiazd i...

Clarke: Wyszedł dziś duży księżyc. Jasno świeci. Tam za zakrętem...

Pokazałam palcem odcinek szosy skręcając w prawo.

Clarke: ...zaczyna się chodnik i ścieżka rowerowa. Lampy drogowe wyłączą się dawno po tym, jak dojdę.

Tak. Widzę wyryty sprzeciw na twojej twarzy.

Clarke: Ten kawałek nie jest długi. Zaraz za nim stoją już domy. Będę bezpieczna. Ludzie pewnie jeszcze nie śpią. Mamy może...

Kurde jak to oni mówią na godziny?

Clarke: ...dwudziestą pierwszą dłoń słoneczną.

Chyba dobrze przełożyłam. Heda tłumaczyła miary czasu z tamtej ziemi. No nic. Po tej kamiennej miny wnioskuję, że niczego nie pogmatwałam. A przynajmniej przekaz dotarł do wojowniczki.

Lexa: Nie przekonują mnie twe argumenta na tyla, bym odmieniła postanowienia.

Cholera. Zrobiła to specjalnie. Czarnuch znowu ruszając tarpnął nieoczekiwanie. I wydaje mi się, że idzie odrobinę szybciej. Fart miałam. Zdążyłam się z powrotem złapać. Ale...

Clarke: Hedo. Serio muszę zejść.

Boże, czarne kopyta przebierają prędzej. Nie ma bata. Nie zdaje mi się.

Clarke: Proszę. Na prawdę muszę zsiąść. Zaraz wyjedziemy na drogę. Puma nie może latać luzem. Pomijając prawo i mandat. Coś może jej się stać. To niemoralne. Jeszcze wpadnie pod samochód. Nie daj Boże, spowoduje wypadek.

Powołując się na racjonalność poruszyłam aspekt niebezpieczeństwa. Psiak należy do mnie. Jestem jego właścicielem. Biorę pełną odpowiedzialność. To co się z nim stanie i konsekwencje, gdy narozrabia.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz