57. Koniec

583 40 681
                                    

Uwaga!

Miłego czytanka.

I pamiętajcie. Co złego to NIE ja! 🙄

___________

Clarke

Raven: Ej Gryffku, bo ja...

Clarke: Już lepiej nic nie mów i spieprzaj stąd Reyes!

Raven: Przepraszam, przecież...

Zacisnęłam mocno zęby i wkurwionym wzrokiem wierciłam dziurę pomiędzy oczami brunetki.

Raven: Może racja. Chyba lepiej pójdę. Przeproś ode mnie Hede.

Opadłam na krzesło masując palcami pulsa. Co to kurwa miało być? Pojebało ją już do reszty? Całe życie miała nie wyparzoną gębę, ale tym razem zdrowo przegięła. Tak wściekłej Lexy nie widziałam chyba nigdy. Czy w ogóle Reyes pomyślała, jak Heda musiała się poczuć?! Wtedy u Bella dostało jej się różnymi okreśnikami. I o ile tamtych idiotów mogę jeszcze zrozumieć, bo przecież nie wiedzą, kim tak serio jest Lexa. No ale Raven zna prawdę od początku... Do chuja! Co z nią nie tak?! Jak mogła? Przecież sama nazwała się naszą przyjaciółką, przyznała Oktavi rację, gdy powiedziała, że Heda jest teraz częścią naszej rodziny. I co? Nagle zmieniła zdanie? Zaczęła widzieć w niej morderce?! Ja pierdole. Uduszę Reyes, jak wytrzeźwieje. Nie ma co, zajebisty prezent zrobiła nam na rocznicę. Chuj, jej podziękuję jutro. Lepiej pójdę do Lexy. Ostatnio niełatwo było jej po słuchaniu osób, które są zaledwie naszymi znajomymi, a co dopiero gdy Raven...

Clarke: Hedo?!

Zapaliłam światło stając na schodach i rozglądając się po posesji. Dostrzegłam, jak z nocnych ciemności wyłania się sylwetka poruszając bardzo szybko w moim kierunku.

Clarke: Gdzie zgubiłaś Lexe?

Z zadowolonej psiej mordki ponownie spojrzałam na podworko, a nie dostrzegając nigdzie mojej dziewczyny skierowałam się do stajni z myślą, że może poszła do Bucefała.

Clarke: Hedo jesteś tu?

Pstryknęłam włącznik wchodząc do budynku, ale napotkałam jedynie murzyna, który popatrzył na mnie, jakby mówił. Pojebało cie? Czemu budzisz mnie w środku nocy?

Wyszłam na zewnątrz i jeszcze raz krzyknęłam.

Clarke: Lexa!!!

Nie dostając odpowiedzi i idąc z powrotem do domu wyjęła telefon wyszukując odpowiedni kontakt. Jeden sygnał, drugi, trzeci i następne. Poczta głosowa... Świetnie. Kolejne próby nie przyniosły porządnych rezultatów. Na wszelki wypadek przetrząsnęłam całą chatę i jeszcze raz wyszłam na dwór obchodząc posesję dookoła. Ale po brunetce ani śladu.

Clarke: Lexa gdzie jesteś? Proszę odbierz.

Obdzwoniłam wszystkich naszych znajomych i kilku zielonookiej z siłowni, a nawet obudziłam jej trenera, bo stwierdziłam, że może poszła odreagować na worku. Oczywiście okazało się, że nigdzie jej nie ma. Próbując się skontaktować z Kommandor jeździłam po okolicy i naszych ulubionych miejscach. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, a w dodatku albo padł jej telefon albo go wyłączyła... Heda, jakby zapadła się pod ziemię.

Wróciłam do domu coś po trzeciej z nadzieją, że zastanę w nim moją dziewczyne. Z rozczarowaniem położyłam się do pustego łóżka. Resztę nocy też nie przespałam martwiąc się i myśląc co się stało z członkinią Trikru. A z braku leksowej obecności nie mogłam nawet zamknąć powiek. Wysłałam chyba jeszcze z dwadzieścia, a możliwe że i więcej wiadomości o podobnej treści co pierwsza, i z błaganiami, żeby się odezwała, oraz wróciła do domu. Ale nie otrzymałam odpowiedzi zwrotnej.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz