Clarke
O Boże. To pierwsza moja myśl, kiedy zatrzymałam się w wyjściu gmachu. Widok, który miałam przed sobą, był jak z filmu wojennego. Stanęłam czując się, gdyby ktoś mnie ogłuszył tępym narzędziem.
Podłoże splamione krwią, która strużkami ściekała do odprowadzających -przynajmniej normalnie- wodę z deszcu rowków płynąc nimi w stronę bramy wjazdowej.
Cały teren osady wyściełany był ciałami zabitych, ich fragmentami i jęczącymi z bólu rannymi. Członków Trikru przenoszono lub udzielano im pierwszej pomocy na miejscu, za to tych jacy napadli na wioskę dobijano bez najmniejszego grama litości.
Lexa: Clarke!
Kiedy chciałam ruszyć biegiem do leżącego na bruku żołnierza, Heda stanowczo złapałam mnie za ramię. Spojrzałam na jej twarz, która nie pokazywała emocji, jedynie oczy zdradzały, co skrywa głęboko w duszy.
Clarke: Nie martw się Lexa. Będę ostrożna.
Lexa: Cóż pragniesz uczynić?
Clarke: Chce pomóc twoim ludziom.
Chłodna ręka powoli odpuszczała chwyt, na tej należącej do mnie, gdy ruchem głowy Kommandor pozwoliła mi na obrany zamiar.
Clarke: Kobu, Brodo. Sprawdźcie, gdzie znajdują się żywywi i...
Lexa: Nie.
Ten jeden wyraz wypowiedziany twardym i nieznoszącym sprzeciwu tonem wybił mnie z toru.
Clarke: Dlaczego? Przecież się zgodziłaś.
Popatrzyłam na Lexe tak, jak ona marszcząc brwi.
Lexa: Ich głównym zadaniem jest ochrona ciebie Clarke. I to właśnie na tym się skupią.
Założyłam przedramiona na brzuchu i luknełam wymownie na zielonooką.
Clarke: Podobno mają słuchać mnie.
Lexa: Tak jest, jednak jak już oznajmiłam. Twemu słowu na wskroś może stanąć to wymówione przez Kommandor.
Clarke: Lexa daj spokój. Nic mi nie będzie. A jeśli poszukają w innych częściach miejscowości. Pójdzie szybciej i może uda się uratować więcej ran...
Lexa: Wyrażam poparcie jedynie pod warunkiem, iż nie oddalą się od ciebie na większy dystans niż pięć kroków.
No chyba sobie jaja robisz. Nawet, kiedy będą przeczesywać teren w odległości pięciu metrów po dwóch przeciwnych stronach to nie wystarczające. Ehhh... ale ta mina mówi, że nie żartujesz i nie odpuścisz... Dobra niech zostanie po twojemu, nie mam zamiaru się kłócić i tracić czasu.
Brodo: Odnalazłem jeszcze dychającego pani.
Starszy strażnik wskazał na piechura z wbitym drzewcem w brzuch. Przyznam, że w pierwszej chwili to był szok, gdy go zobaczyłam. Podeszłam niewiedząc, jak się do niego zabrać, ale przypomniałam sobie co nieco, kiedy mama opowiadała o swoich operacjach.
Uzdrowiciel: Jemu nie sprosta dopomóc pani.
Odwróciłam się patrząc na wystawiającego opinie mężczyznę. Był wymazany krwią od stóp do głów, w sumie jak większość znajdujących się w mieścinie. Ale wiedząc kim jest, kuknęłam na niego w myślach stwierdzając, że na lekarza nie wygląda, a na rzeźnika nadawałby się idealnie.
Nyko: Uzdrwiciel prawi zgonie z prawą.
Medyk, którego poznałam przez przydzielenie go do opatrzenia odniesionych obrażeń przez siwą klacz. Przykucając obok mnie przycisną dłoń do tułowia koło wbitego w nim kółka. Krew wypłynęła bardziej obficie, a dźgnięty wydał z siebie przepełnione bólem jęknięcia.
CZYTASZ
Dwa Światy | Clexa
RomanceDwa odmienne światy. Nie to nie metafora. Planety są dwie. Albo i więcej. Znajdź mądrego, który odpowie. Dwie całkowicie inne kultury tak odrębne sobie. Tu współczesność, a tam? A tam cholera wie. Jedna, wielka zagadka cywilizacyjna owiana mrokiem. ...