84. Duchy Milczą

478 28 58
                                    

Clarke

O Boże. To pierwsza moja myśl, kiedy zatrzymałam się w wyjściu gmachu. Widok, który miałam przed sobą, był jak z filmu wojennego. Stanęłam czując się, gdyby ktoś mnie ogłuszył tępym narzędziem.

Podłoże splamione krwią, która strużkami ściekała do odprowadzających -przynajmniej normalnie- wodę z deszcu rowków płynąc nimi w stronę bramy wjazdowej.

Cały teren osady wyściełany był ciałami zabitych, ich fragmentami i jęczącymi z bólu rannymi. Członków Trikru przenoszono lub udzielano im pierwszej pomocy na miejscu, za to tych jacy napadli na wioskę dobijano bez najmniejszego grama litości.

Lexa: Clarke!

Kiedy chciałam ruszyć biegiem do leżącego na bruku żołnierza, Heda stanowczo złapałam mnie za ramię. Spojrzałam na jej twarz, która nie pokazywała emocji, jedynie oczy zdradzały, co skrywa głęboko w duszy.

Clarke: Nie martw się Lexa. Będę ostrożna.

Lexa: Cóż pragniesz uczynić?

Clarke: Chce pomóc twoim ludziom.

Chłodna ręka powoli odpuszczała chwyt, na tej należącej do mnie, gdy ruchem głowy Kommandor pozwoliła mi na obrany zamiar.

Clarke: Kobu, Brodo. Sprawdźcie, gdzie znajdują się żywywi i...

Lexa: Nie.

Ten jeden wyraz wypowiedziany twardym i nieznoszącym sprzeciwu tonem wybił mnie z toru.

Clarke: Dlaczego? Przecież się zgodziłaś.

Popatrzyłam na Lexe tak, jak ona marszcząc brwi.

Lexa: Ich głównym zadaniem jest ochrona ciebie Clarke. I to właśnie na tym się skupią.

Założyłam przedramiona na brzuchu i luknełam wymownie na zielonooką.

Clarke: Podobno mają słuchać mnie.

Lexa: Tak jest, jednak jak już oznajmiłam. Twemu słowu na wskroś może stanąć to wymówione przez Kommandor.

Clarke: Lexa daj spokój. Nic mi nie będzie. A jeśli poszukają w innych częściach miejscowości. Pójdzie szybciej i może uda się uratować więcej ran...

Lexa: Wyrażam poparcie jedynie pod warunkiem, iż nie oddalą się od ciebie na większy dystans niż pięć kroków.

No chyba sobie jaja robisz. Nawet, kiedy będą przeczesywać teren w odległości pięciu metrów po dwóch przeciwnych stronach to nie wystarczające. Ehhh... ale ta mina mówi, że nie żartujesz i nie odpuścisz... Dobra niech zostanie po twojemu, nie mam zamiaru się kłócić i tracić czasu.

Brodo: Odnalazłem jeszcze dychającego pani.

Starszy strażnik wskazał na piechura z wbitym drzewcem w brzuch. Przyznam, że w pierwszej chwili to był szok, gdy go zobaczyłam. Podeszłam niewiedząc, jak się do niego zabrać, ale przypomniałam sobie co nieco, kiedy mama opowiadała o swoich operacjach.

Uzdrowiciel: Jemu nie sprosta dopomóc pani.

Odwróciłam się patrząc na wystawiającego opinie mężczyznę. Był wymazany krwią od stóp do głów, w sumie jak większość znajdujących się w mieścinie. Ale wiedząc kim jest, kuknęłam na niego w myślach stwierdzając, że na lekarza nie wygląda, a na rzeźnika nadawałby się idealnie.

Nyko: Uzdrwiciel prawi zgonie z prawą.

Medyk, którego poznałam przez przydzielenie go do opatrzenia odniesionych obrażeń przez siwą klacz. Przykucając obok mnie przycisną dłoń do tułowia koło wbitego w nim kółka. Krew wypłynęła bardziej obficie, a dźgnięty wydał z siebie przepełnione bólem jęknięcia.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz