92. W Paszczy Lwa

447 22 301
                                    

Uwaga!

Rozdział zawiera drastyczne sceny.
_________

Clarke

Lincoln: Obecinie bytujemy u wejścia.

Powiedział zciszonym głosem zatrzymując się przed litą skałą porośniętą bluszczem.

Clarke: Lin przecież tu nic nie ma.

Rozejrzałam się dookoła powracając zwrokiem do zwiadowcy.

Clarke: ...nawet mysiej dziury.

Lincoln: Nie tylko myszaki uświadczysz wewnątrz Clarke.

Chłopak odgarniając pędy zwisającej rośliny na bok odsłonił wlot do ciemnego tunelu, który przypominał wejście do lochów lub jaskini, czy innego lokum neandertalczyka.

Kobu: Ruszę przodowo.

Wydobywając miecz naprężył klate, jak pitbull albo typowy dres trzymający na smyczy spomnianego psa.

Lincoln: W mym mniemaniu lepszą ideą rokuje...

Zwiadowca łapiąc sebiksa za ramię powstrzymał go od wkroczenia w czeluście mroku.

Lincoln: ...gdy to ma osoba poprowadzi, a tobie przyjdzie odsłaniać tyły.

Po minie mojego goryla jasno dało się wyczytać co sądzi o pomyślę drugiego łysola, ale na szczęście ma najmniej do gadania.

Anya: I me kontemplację sprowadzają się do ów formacji.

Skośnooka przechodząc pomiędzy dwoma chłopakami spojrzała przelotnie na jednego i drugiego, a następnie zniknęła w głębi głazowych ścian.

Lincoln: Twa kolej Clarke.

Odginając bardziej pnącza zasłaniające wstęp do wnętrza góry uśmiechnął się, kiedy ja oddając lekko jego wyraz twarzy zaczęłam stawiać kroki w ślad za generał.

Lincoln: Teraźno znajdujemy się na terytorium wroga...

Clarke: Raczej w legowisku lwa.

Poprawiając Lina pod nosem luknęłam do tyłu na wchodzących zbrojnych, za którymi opadła roślinna kurtyna przynosząc ze sobą egipskie ciemności, gdy po rozpaleniu pochodni dalej mówiący chłopak skierował płomienie w stronę mrocznego i długiego na pierwszy luk tunelu.

Lincoln: ...miejcie uszy oraz oczy szeroko otwarte, a bez szelestne stanięcia równie jawiłyby się pomyślnymi.

Po wskazówkach gęsiego ruszyliśmy korytarzami, które przynosiły na myśl te krecie. Na czele za sprawą największego obeznania szedł Lincoln, za nim An, później ja, a na plecach w przenośni siedział mi Brodo, za to na ogonie naszego oddziału ciągnął się Kobu idąc z miną niezadowolonego lub zbitego pieska.

Clarke: Wydaje mi się, czy tu coraz bardziej śmierdzi?

Brodo: Twe powonienie nie zawodzi pani.

Siwowłosy zwracając moją uwagę szeptem wskazał ruchem głowy na coś przed nami.

Clarke: Czy to jest...?!

Nie dokończyłam, bo Anya odwracając się błyskawicznie przyłożyła dłoń do mojej buzi powstrzymując krzyki, a dla podkreślenia błędu i tego co mówił wcześniej Lin, przystawiła palec wskazujący drugiej do własnych ust.

Clarke: Sorrka.

Wymamrotałam robiąc trochę zmieszaną minke, kiedy kobieta zabrała knebel.

Lincoln: Jak rzekłem Clarke...

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz