100. Zakopani W Piasku

305 12 62
                                    

Lexa

Clarke: Lexa, mam dość.

Przepatrując po jałowobezkresnym krajobrazie ulokowałam wejrzenie na niezadowolonej, a równorzędnie i umordowanej blondynce, jaka przetarła wilgotne lico odzieniem rękawa.

Clarke: Czuje się, jak w piekarniku.

Potrza przyznać, gdy przemierzasz bezmiar wyroślinionego obszaru, przez co pozbawion jesteś choćby najlichszego zacienienia, a z niebios leje się niemiłosierny żar, niby ten z jadłodajnej machiny, nie sprosta stracić pozytywnego nastawienia.

Lexa: Brodo podaj bukłak dla Wanhedy.

Wstrzymując końskie kopyta zagłębiające się w sypkim podłożu obejrzałam się w tył, aby uzyskać patrzenie starca oraz jego zgodne postępowanie wedle mej woli.

Brodo: Pobieraj malućkie połknięcia pani ma.

Łucznik wznosząc skórzane naczynie z życiodajną cieczą, w czasie gdy niebieskooka ujmując obiema dłońmi za wąską szyjke przy ujściu naczynia pragnęła, w jak najbardziej bogatej dawce zaspokoić pragnienie.

Brodo: Zda się to korzystnym nie tylko dla twej osobliwości...

Rozglądając się po pustynnym terenie wyszukiwałam choćby najmniejszej oznaki życia zgadzając się w duchu z wysłowieniami brodacz. Bo przecie gdyby ma wybranka pochłonęła całość wypełnienia zwierzęcego pochodzenia zbiornika na wodę pitną, wiele by jej to nie pomogło, a wręcz przeciwnie.

Brodo: ...lecz uczyń to z myślą o pozostałych.

Wtórnie spojrzawszy zasie ponownie w milczeniu przyznałam leciwemu wojakowi rację. Zostawiwszy w oddali żyzne połacie pokryte trawiastym obfitem, po jakich już ani słychu, ni widu nie odnajdzie wzrokiem bodajby skrawka zieleniny. Zmuszeni jesteśmy racjonować płyn pitny, a także i zapas pożywienia, który zgromadziliśmy przed wjazdem na tereny mniej sprzyjające egzystencji.

Lexa: Gustusie zbliż się.

Spostrzegając dowódcę przybocznych doglądającego juków przenoszących prowiant tudzież jego postawę pragnęłam wywiedzieć się, w jakim stopniu oddział zaopatrzony jest w nieodzowne ku dalszej wędrówce, a równorzędnie i bytowi składniki odrzywcze.

Gustus: Na wezwanie najpotężniejsza.

Rosły brodacz wstrzymując wierzchowca po prawicy zgiął karku wyczekując mego głosu.

Lexa: Zdradź po prawdzie.

Wypowiadając intonacją tak, ażeby jeno odpowiedni narząd nasłuchu był w sposobności odebrania słów. Wejrzałam na błękitnooką stojącą na grząskiej podwalinie, której odrobinę nawadniającego roztworu wlał w złączone szczelnie ze sobą dłonie, dzięki czemu jasnowłosa stała się w mocy napoić krztyne ziejącego za sprawą upału wilkopodobnego.

Lexa: Jak na trwającą czasowość przedstawiają się realia?

Z mimiki wartownika byłam już w stanie, aby wyczytać jego zmartwienia, aczkolwiek wedle adnotacji z nieco przejętym obliczem spoglądając na formacje straży nie omieszkał potwierdzić mych domysłów.

Gustus: O ile nie nadciągną posiłki...

Przypatrując się na jednego z konnych, który korzystając z zastoju w marszu zsiadł z wierzchowca unosząc jego przednią kończynę i pieczołowicie przypatrując się reszcie istoty przedstawiając niepokój o byt zwierza, począł odłączać od rzędu niesionego na grzbiecie kasztana cięższy asortyment.

Gustus: ...lub nie natrafimy na oaze, czy to odmiennie posiadający choć najlichsze złożę wodne obszar.

Spojrzawszy na bukłak mówcy, przeniosłam patrzenie na ten umocowany przy mym siodle, ażeby uświadomić sobie, iż oba naczynia w większej zawartości jawią się jako wysuszone.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz