97. Kwiecie

817 25 108
                                    

Uwaga!!!

Fragmet opowiadania zawiera treść z plusikiem 😉

Przyjemnej lekturki życzę. 😏
_____________

Lexa

Clarke: Teraz spacer jest dużo przyjemniejszy.

Patrząc na rozradowaną złotowłosą przyznałam jej rację, gdy to po znojnym czasie w sezonie glacies jako ukazujący już rychłe nadejście aprikus rozpromieniona wedle jego nastania Clarke na nowo równie poczęła rozkwitać, niby najpieknieszy pąk kwiatowy.

Clarke: Cieszę się, że mnie namówiłaś dziubku.

Oplatając me ramię niczym pnącze pień niebieskooka przywarła do mej postury patrząc bławatkowej barwy tęczówkami, a spierając bok głowy na mym barku uśmiechnęła się w wyśmienitym nastawieniu.

Lexa: Wszystek, byleby twe wargi o makowej strukturze wyrażały zadowolenie słońce me.

Clarke: Nie potrzeba do tego wiele.

Formując pytającą mimike wejrzałam na mą niewiastę, jaka przykucnęła przy rabacie z pierwszym kwieciem, które przebijało się z kiełkami jeszcze w czasie ostatnich śniegów, aby zachwycić się ich słodką wonią, złudnie przynoszącą na myśl jej własny aromat.

Clarke: Wystarczy, że...

Zrywając ametystowej barwy rozłożysty kielich podniosła się podchodząc z ckliwym wyrazem na jasnym obliczu, ażeby przystawić pachnącą część roślinną do mego narządu powonienia.

Clarke: ...mam ciebie...

Obracając łodygą w palcach złotowłosa uśmiechnęła się w rozbawieniu z dosadnym ukontentowaniem, gdy to pręciki pyłkowe podrażniając mą skórę przy zataczaniu kręgu sprawiły niezadowolenie na rysach.

Clarke: ...kochany szopku.

Obdarowywując polik czułym całusem, Clarke z uroczą mimiką poczęła opuszkiem delikatnie pozbywać się żółtego nalotu z mego nosa, a to jedynie więcej ją rozrzewniło.

Lexa: Czemuż zezwalam tobie na całokształt figli, jaki tylko wykiełkuje w twym umyśle?

Wzdychając i udając nieco poirytowaną spojrzałam na mą wybrankę na, co ze śmiechem ponownie objęła me ramię jedną ręką, drugą wkładając kwiat za me ucho.

Clarke: Bo masz do mnie słabość...

Poprawiając do odpowiedniej formy fiołkowe kwiecie, aby komponowało się z mym włosiem, zerknęła ku mnie, a widząc jej lico nie byłam w stanie zaprzeczyć.

Clarke: ...jak pszczółka do nektaru.

Lexa: Przyrównujesz mą postać do owada najdroższa?

Kontynuując przechadzkę trudno było mnie oderwać oczu od piękna oraz kunsztu matki natury, którym żywym dowodem jej zdolności przejawia się Clarke.

Clarke: A siebie do słodkiego przysmaczka bzykającego robaczka.

Patrząc na cie chętnie skosztowałabym, choćby ambrozji z twych warg, aby upijać się nią do nieprzytomności, a wymawiając po prawdzie rozsmakowałabym się w całej mierze naszej więzi.

Clarke: Przejdziemy się aleją róż?

Przystając na rozwidleniu blondynka spojrzała w stronę wypuszczających świeże listowie krzewników uformowanych w tunel przez dzierżący obowiązek pieczy nad obszarem botanicznym.

Lexa: Na owy czas szpaler różany jeszcze nie przykuwa uwagi w tak znaczącym stadium jako późniejszym czasem.

Zastygając wzrokiem na ustach o odcieniu wspomnianych i będących symbolem uczuć rozgałęziających się w mym sercu ku Clarke krzewów postanowiłam, iż nie zawiodę jej nadzieji i zgodzę się na takową idee, bodajby ujrzeć zarys szczęścia utworzony z nich.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz