Clarke
Stoję przed skórzanym namiotem, dookoła wrzawa, dziwne jęki, lodowate powiewy, a pod stopami śnieg. Słyszę tłum, ale używają języka, którego nie znam. Kolejny mroźny podmuch powietrza sprawił, że przeszły mnie ciarki.
Gustus: Choćby spójrz krzywo na Kommandor, a poderżne ci gardło.
Mężczyzna chwyta za zasłonę odginając ją lekko, i ponownie wypowiada kilka słów, których również nie zrozumiem.
Gustus: Jeden niedopowiedni krok i twa egzystencja zakończy się w tej jurcie.
Wejście zostało odsłonięte, a ja słysząc jak śnieg chrupie pod butami wchodzę do środka. Wewnętrz zamontowano kilka pali, a one podtrzymywały konstrukcje, oraz porozciągano między nimi siatki. Przez ściany przebijało się światło z zewnątrz. Na stołach leżały przeróżne zwoje, mapy, oraz stały naczynia i leżały rozmaite skóry. Ale to mało ważne, rozglądając się natrafiłam na tron zdobiony w różnorodnego kształtu gałęzie lub korzenie, oraz cztery włócznie i wyryte wzory. Na odnogach gałęzi ponakładane były różnego rodzaju kawałki metali i rzemienie, a samo siedzisko wraz z oparciem nakryte futrem. Za tronem umieszczono czerwony materiał podobny do tego, który nosi Lexa.
Jednak to wszytko dalej nie istotne. Ważne, że zobaczyłam ją. Tak to była ona, moja Lexi. Siedziała bawiąc się scyzorykiem. Przekładała ostrze w dłoniach obracając nim w koło. Na pierwszy rzut oka wszystko było, jak zawsze. Ale coś nie grało. Wyglądała na zmęczoną, nie tak jak po trening na siłce. To, nie to. Bardziej coś na pierwowzór wyczerpania psychycznego.
Clarke: Hedo.
O milimetry podniosła twarz, a jej oczy, były pozbawione swojej naturalnie, żywej i zachwycającej barwy. W tęczówkach, jakie bezzmiennie wysyłały mi tyle dobra i dzięki, którym mogłam łatwo odgadnąć emocje Kommandor. Teraz dostrzegłam pokłady bólu, gniewu, zmartwienia, bezsilności i złość.
Clarke: Co się stało?
Zerknęła na mnie nie poruszając głową i nadal zajmując ręce sztyletem patrzyła biernie z zdenerwowaniem, a jej mimika była maską obojętnośi.
Clarke: Poznajesz mnie?
Uniosła dumnie głowę opierając klingę na podłokietniku, przez co żelazo wydało charakterystyczny dźwięk.
Lexa: Trzystu mych wojowników zostało spalonych żywcem.
Zrobiłam pierwszy krok słysząc głos, a w jego brzmieniu rozdrażnienie, cierpienie i rozżalenie.
Clarke: Lexa.
Weszłam po schodkach zatrzymując się przed brunetką i bez gwałtownych ruchów wyciągnęłam do niej rękę.
Lexa: Nie mogłam nic temu zaradzić Clarke.
Położyłam dłoń na bujnej czuprenie, a Heda złapała mnie w pasie przyciągając do siebie.
Lexa: Sprawy mają się coraz gorzej, a pomocy wypatrywać znikąd.
Zaczęłam gładzić po kasztanowych, pozaplatanych i spiętych do tyłu włosach, drugą ręką obejmując kark członkini Trikru.
Clarke: Spokojnie, jestem przy tobie Lex.
Zielonooka biorąc mnie mocniej w ramiona, wtuliła twarz w mój brzuch.
Clarke: Będzie dobrze. Zobaczysz.
Spojrzała na mnie rozdarta, ale oczy mówiły same za siebie, wracał do nich ten błysk.
Clarke: Wierzę w ciebie Lexa.
Uśmiechnęłam się do niej myziając kciukiem pokryty czarną mazią policzek.
CZYTASZ
Dwa Światy | Clexa
RomanceDwa odmienne światy. Nie to nie metafora. Planety są dwie. Albo i więcej. Znajdź mądrego, który odpowie. Dwie całkowicie inne kultury tak odrębne sobie. Tu współczesność, a tam? A tam cholera wie. Jedna, wielka zagadka cywilizacyjna owiana mrokiem. ...