15. Powiało Chłodem

453 44 1
                                    

Lexa

Odkąd Clarke pochłonięta jest pracą, staram się znaleźć dla siebie zajęcie. Co prawda blondynka dostarcza mi mnóstwo ksiąg. Ale ileż można skupiać się na fikcyjnym świecie? Mówiąc to nie mam na myśli, że sprzykrzyło mi się czytanie. Chodzi o to, że mogę spożytkować ten czas inaczej. Nie mam w tej sferze z kim trenować walki wręcz, ale to mnie nie zniechęca do porannych praktyk. Dzięki narzędziom, które dostarczyła jasnooka i dostępnych w lesie materiałów byłam w stanie, stworzyć niewielki plac ćwiczebny. Właśnie w tej chwili doskonale umiejętność rzucania nożem. Nigdy nie sprawiało mi to problemu. Posiadam bystre oko, zręczność i refleks przez co nigdy nie zdarzyło mi nie chybić, jednak z braku innych zajęć zdecydowałam się, aby przypomnieć sobie kilka taktyk, by nie wyjść z wprawy.

Clarke: Tutaj jesteś Hedo.

Lexa: Wiataj Clarke.

Powiedziałam rzucając sztylet idealnie w środek celu, po czym odwróciłam się by ujrzeć błękit poranka odwzorowany w tęczówka należących do sympatycznej blondynki.

Clarke: Nie zły rzut.

Lexa: Dziekuje.

Clarke: No co ty Hedo.

Lexa: Jesteś wcześniej niż zazwyczaj.

Clarke: Zgadza się i wdodatku zostanę dłużej.

Powiedziała uśmiechając się i podnosząc ku górze rękę wraz z szarą torbą.

Clarke: Kupiłam wino i żarcie. Będziemy świętować.

Lexa: Z jakiej to okazji?

Clarke: Skończyłyśmy z Oktavią projekt!

Wykrzyknęła entuzjastycznie i kręcąc sie wokół własnej osi z rozłożonymi rękami, dodała.

Clarke: Nareszcie jestem wolnym człowiekiem .

Na ten widok moje usta zareagowały unosząc się. Clarke bywa rozczulającą osóbką. Ma dobry charakter. Czasem myślę, że jest za dobra dla ludzi. Pokłada w nich duże zasoby ufności i chętnie obdarza bezinteresowną pomocą. Dołóżmy do tego jeszcze jej poczucie humoru, cudna barwę oczu, urocze lico i rozbrajający, tkliwy uśmiech. Jestem przekonana, że stopiłaby nawet lód pokrywający serce członka klanu Azgedy.

Clarke: No chodź Hedo.

Powiedziała ujmując mą dłoń i ciągnąć za sobą w dół, abym usiadła obok. Obserwowałam, jak wyjmuje posiłek z papierowego miecha.

Clarke: Kurde z tego wszystkiego zapomiałam o kieliszkach.

Potarła nerwowo palcem brew.

Lexa: To nie problem Clarke.

Clarke: Czyli zostaje picie z gwintu. O ile się nie brzydzisz.

Lexa: Nie Clakre. Nie czuję odrazy względem ciebie.

Wychwyciłam jak poliki należące do blondynki nabierają czerwonego odcienia, podobnego do tego, które za chwilę przepłynie po naszych gardłach, powodując rozluznienie. Znamy się już trochę czasu, i wiem, jak użyć odpowiedniego brzmienia głosu podczas wypowiadania godności Clarke, by wpada w swego rodzaju letarg, lub jak w tym przypadku zastygła na moment w bez ruchy.

Clarke: Kurwa! No oczywiście korkociągu też nie wzięłam.

Uderzyła otwarta ręka w czoło, przez co mój słuch zarejestrował głośne plaśnięcie.

Lexa: To również nie sprawi trudności.

Wstałam, ażeby podejść do bytującego w cel ostrza, wyciągając go. Ponownie zajęłam miejsce przy niebieskookiej, wzięłam do drugiej ręki szklane naczynie, oparłam wąską końcówkę klingi o korek i naparłam na jej rękojeść. By po chwili wyciągnąć mały kawałek drewna.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz