99. Co W Trawie Piszczy

341 15 31
                                    

Lexa

Clarke: Ale przyjemny wieczór.

Przyznając mej wybrance rację skinęłam z wolna przepatrując po okolicznym morzu zieleni połaci należących do ludu traw.

Clarke: Jesteśmy u trawiastych już jakieś trzy dni, ale świerszcze jeszcze nie cykały tak głośno.

Blondynka pochylając się ku dołowi ze grzbietu białej klaczy przystawiła prawicę do narządu słuchu, aby lepiej wyłapać brzmienie roślinnych grajków.

Brodo: Niechybnie zwiastują nawałnice.

Łucznik zwracając uwagę ku tyłowi wyrpostowanym ramieniem wskazał zachodni kierunek, gdzie na horyzoncie gromadziły się chmurne bałwany.

Kobu: Obiektywnym, a możliwe, iż niezbędnym stać się może skrycie przed burzą.

Młodzian mrużąc powieki zmarszczył krzaczaste brwi łapiąc na czarną chmarę, z jakiej bezsprzecznie nadciągnąć winna jedynie wichura w akompaniamecie zlewnego deszczu.

Jakota Vitli: Nie zajdzie takiej potrzeby.

Jadący na czele poddany króla Magnu Victori służący jako przewodnik, a zarazem tropiciel zwrócił się z szacunkiem ku mnie oraz blondynce po mej lewicy.

Jakota Vitli: Gdy opuszczałem wioskę. Wódz przykazał przenieść się pogłowiu w bliższą odległość, co do miejsca pochówków królewskiej krwi.

Zerknięcie niebieskiej tęczówki w mą stronę uświadomiło, iż Clarke pragnie dosłowniejszych wskazówek, lecz nim dane było mnie objaśnić, iż owy obszar znajduje się nieopodal granicy z terytorium Trikru, a także mych miarokwań, które sprowadzały się ku twierdzeniu, iżby przebyty przez nas szlak zwiastuje rychłe zawitanie na wytypowanym obrębie, przodujący nam przyboczny władcy stepów sam z siebie obwieścił...

Jakota Vitli: Obszar ten rozciąga się przy zakolu bystrzyn Flumen.

Wojownik wskazując niewąską linie rzeczną znajdującą się przed nami wtórnie odkręcił oblicze za sie.

Jakota Vitli: A oto wprzody pani uświadczyć jesteś w stanie właśnie wymienione koryto.

Zbrojny przyodziany jedynie w skórzaną przepaskę na biodra oraz mokasyny nie uwzględniając wisiorka zawiesznego na szyji z zapewne wilczych kłów sformuował podążając oczyma wzdłuż szumiącego nurtu.

Clarke: Czyli już niedaleko.

W czasie wypowiedzi, jakiej odbiorcą miała być ma postać, spojrzenie Clarke zostało odwiedzione od mego wizerunku za sprawą głośnego rozbrzmienia dźwięku wydanego przez sternika stepowego. Rosłe ptaszysko przeleciało nad nami kołując nad rwistymi kaskadami, aby zanurzyć nieco w odmętach spienionych wód, a późniejszo wzbić w powietrze i w spokoju napocząć zdobycz pochwyconą szponami.

Clarke: Jak na sternika olbrzymiego to jakiś mały.

Niebieskooka obserwując ptaka z białym upierzeniem na czaszce konsumującego między źdźbłami już znieruchomiały połów orzekła poniekąd po prawdzie.

Brodo: Nie da się ukryć. Oglądany przez nas podniebny łowczy ustępuje rozmiarami przed leśnym krewniakiem.

Clarke: To jakaś inna odmiana, tak?

Brodo: Okaz, któremu się przyglądasz pani. Zwany jest stepowym.

Jasnooka słuchając brodacza odbiegła patrzeniem od ucztującego lotnego drapieżnika, aby równie jak ja ulokować wzrok na sadzącej odległe susy w wysokiej zieleni sylwetce wilkopodobnego, który to co jakiś czas z powodu wymiarów mnogości traw pozwalał zidentyfikować się za sprawą poruszeń rośliności, czy też białej końcówce ogona odznaczającej się w beskresnej pustyni flory.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz