18. Nieproszeni Nie Wchodzą

555 42 13
                                    

Lexa

Ma głowa.

Pomyślałam przykładając rękę do czoła i czując niewielki ciężar na drugiej kończynie. Powoli uniosłam powieki, aby natrafić na rozkoszny widok, jakim był rozanielony wyraz twarzy u mego boku.

Clarke spała wtualając się w me ciało, spokojnym, głębokim snem miarowo oddychając. Nie poruszałam się więcej, ażeby jej nie zbudzić zapewne, gdy wstanie, równie odnotuje skutki trunku, który wypiłyśmy poprzedniego księżyca. Ułożywszy skroń na mym ramieniu wcisnęła lico w zagięcie szyji, z nosem i ustami zaraz przy niej, przez co doznawałam wydychane przez nią powietrze, które skutkowało gęsią skórką.

Wszystek świętnie, lecz cóż ona tu robi oplatając prawie całą mą posturę?

Prawdę powiadając, mogłabym się pokwapić o stwierdzenie, iż praktycznie spoczywa na mnie.

Przypominam sobie, iż usnęła okryta futrami przy ognisku, zanim zdążyłam ją odwieść do domostwa. Nie chciałam wtedy przerywać jej wypoczynku. Podróż zapewna wpłynęła na nią nużąco i dodatkowe wrażenia, których doznała przy mej osobie, uczyniły swe.

Nie miałabym serca zakańczając drzemkę błękitnookiej. Wyglądała na pogrążoną w błogości, więc zamiast zbudzić ją, podniosłam z podłoża wraz ze skórami i skierowałam się do kryjówki.

Gdy powróciłam po zagaszeniu tlących się jeszcze gałęzi, ujrzałam, iż drży zakopana po czubek pokrytej złotawym włosiem czaszki w futrach. Ostrożnie ległam obok, a niebieskooka od razu przysunęła się ku mej postaci w poszukiwaniu ciepła. Na skórę mego prawie obnażonego torsu położyła odziwo nadal rozgrzaną rękę sunąc nią w górę przez mięśnie brzucha oraz materiał zakrywający pierś zatrzymała dłoń na mostku. Udem wylądowała na mych biodrach, wkładając stopę pod jedno z należących do mnie kolan. Przywarła własnym ciałem do mego nie pozostawiając jakiejkolwiek szczeliny i wymruczała coś niezrozumiałego po cichu ukazując aprobatę przez pryzmat uniesionych kącików ust.

Na zachowanie jasnowłosej sama uśmiechnęłam się do siebie zerkając kątem oka na ujmującą osobliwość, na tyle, na ile zezwalało nasze ułożenie.

Zmuszona jestem przyznać, iż od dawna nie posiadałam sposobności obudzić się czując czyjąś obecność. Nie byłam niezadowolona z obrotu spraw, a wręcz odwrotnie... Nie czułabym się niekonfortowo, gdyby podobne sytuację miałyby miejsce częściej.

Clarke poruszyła się na posłaniu przyciągając mnie bliżej za pomocą chwycenia za wcięcie w tali - o ile było to możliwie - a także bardziej naparła na mą sylwetkę dociskając swe okryte odzieniem części ciała do mego. Odebrałam to za znak negacji na rześkie powietrze poranka, za sprawą czego wolną kończyną naciągnęłam lisie runo na bark blondynki, która wyraziła poparcie wspomnianego czynu odgłosem rozczulającego mamrotu.

Skłona byłabym pozostać w takowym, sielankowym stanie rzeczy nadal obserwując niebieskooką, aczkolwiek jak to prawią. Całokształt dobrego skorym prędko przeminąć.

Szelest listowia wyrwał mnie z kontemplacji stawiając ducha w pogotowiu. Głośne tupanie i nieudolne przedzieranie przez krzewy. Nie możliwym, by żaden zwierz przemieszczał się tak niezgrabnie we własnym środowisku.

Spojrzałam na wilkopodobnego, który z zaciekawieniem uniósł narządy słuchowe przekręcając łeb w prawo. Uważnie wyplątałam się spod objęć blondynki, ażeby złapać za miecz wsparty na stojaku i próbowałam po cichu zdjąć z niego pochwe. Jednak ostrze z charakterystycznym dźwiękiem ogłaszając gotowość dało o sobie znać.

Brzmienie stali bezsprzecznie dotarło do uszu jasnookiej, która odwróciła się w mym kierunku otwierając rozespane oczy. Mogłabym zagłębić się w podniebnym błękicie jej tęczówek, a równie i tym, jak czarującą jest zaraz po przebudzeniu, gdyby nie to iż ktoś wszedł na teren obozowiska.

Dwa Światy | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz