🔞Jean Kirschtein x Marco Bodt

1K 28 12
                                    

Zamówienie od: pojeb_anime_zjeb

Ship: Jean Kirschtein x Marco Bodt

Anime: Attack on Titan

Tematyka: Lemon

Skróty: M.- Marco, J.- Jean

Informacje dodatkowe:

W tym rozdziale zakładamy, że Marco żyje. Akcja rozgrywa się podczas ich pierwszej wyprawy za mury.

🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁

POV Marco

Pędziliśmy galopem po ogromnych polach. Mimo że widoki były niesamowite, to nie było to dobre położenie, ponieważ nie mieliśmy jak używać sprzętu do manewru. Co prawda póki co nie było tytanów na horyzoncie, jednak nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć. Spojrzałem na mojego przyjaciela, jadącego obok mnie. Jego wyraz twarzy wyrażał coś pomiędzy strachem, a skupieniem.

?: Tytan za nami, odmieniec! -usłyszałem czyjś krzyk niedaleko za sobą.

Obróciliśmy się, a naszym oczom ukazała się owa bestia. Pośpieszyliśmy nasze konie, gdyż wiedzieliśmy, że walka nie wchodzi w grę. Niestety, przez ciągły galop mój koń był zmęczony, czego efektem była coraz wolniejsza jazda. Nagle poczułem jak ktoś mnie łapie. Wiedziałem, że był to tytan. Z mojego gardła wydobył się krzyk, gdy zobaczyłem jego odrażającą twarz.

J.: Marcooo! -usłyszałem krzyk mojego przyjaciela i zauważyłem jak zawraca swojego konia w moją stronę.

M.: Co Ty robisz?! Uciekaj!

J.: Chyba do reszty zdurniałeś, jeśli myślałeś, że zostawię swojego przyjaciela na pewną śmierć.

Wstrzelił hak w szyję tytana i już po chwili przeciął jego kark, a następnie złapał mnie w locie. Szybko przywołałem zwierzę i dołączyliśmy oboje do reszty grupy.

Time skip

Minęły dwa dni odkąd wróciliśmy z wyprawy, a ja do tej pory nie podziękowałem Jeanowi za to, że wtedy mnie uratował. Była godzina 20:30 więc prawdopodobnie jeszcze nie spał. Jedyne co mogło mi przeszkodzić to to, że nie będzie go w pokoju. Stanąłem pod jego drzwiami i zapukałem dwukrotnie. Po chwili usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

J.: Ooo, hej Marco. -przywitał mnie lekko zdziwiony.

M.: Cześć, moglibyśmy porozmawiać?

J.: Pewnie, wejdź. -powiedział.

Posłusznie wszedłem i usiadłem na łóżku.

J.: No więc, o czym chciałeś pogadać? -zapytał siadając obok.

M.: Chciałem podziękować za to, że wtedy mnie uratowałeś, wiesz, wtedy, gdy prawie pożarł mnie tytan.

J.: To nic takiego, w końcu jesteśmy przyjaciółmi.

M.: Ta, przyjaciółmi...

POV Jean

Zauważyłem jak mina Marco posmutniała, tylko dlaczego?

J.: Coś się stało? -spytałem lekko zaniepokojony.

M.: Nie, wszystko jest w porządku, czemu pytasz?

Uśmiechnął się, jednak nie był to jego szczery uśmiech, a wyraźnie wymuszony.

J.: Kłamiesz. -stwierdziłem.

M.: Co, nie -zaczął zaprzeczać, co tylko mnie wkurzyło, czy on ma mnie za debila?

Złapałem go za koszulkę i przyciągnąłem bliżej siebie, tak, że nasze twarze prawie się stykałem.

J.: Nie rób ze mnie idioty. -wysyczałem przez zaciśnięte zęby.

Czarnowłosy w odpowiedzi zrobił coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewał - przysunął się nieco bliżej i złożył delikatny pocałunek na moich ustach, który mimo, że krótki, to pełnym uczuć. Odsunąłem się, a w mojej głowie panował jeden, wielki mętlik.

J.: Łoj, co to miało znaczyć? -zapytałem zdenerwowany- Czemu Ty mnie... -nie dokończyłem.

M.: Zrobiłem to, bo Cię kocham. -wyznał.

Nie wiedziałem co mam w tym momencie zrobić. Niby zawsze publicznie miałem go za przyjaciela, ale wewnątrz nie wiedziałem co mam czuć. Coraz częściej łapałem się na dziwnych uwagach odnośnie jego wyglądu, gubiłem się w jego oczach, chciałem poczochrać jego włosy, trzymać za rękę, czy spróbować jego ust, a teraz gdy miałem okazję, odepchnąłem go.

Ponownie przybliżyłem się do niego i złączyłem nasze usta, w długi i namiętnym pocałunku. W między czasie przeniosłem się na jego kolana i zacząłem lekko napierać na niego, tak, aby się położył co z resztą uczynił. Rozpiąłem dwa pierwsze guziki jego koszuli i zrobiłem mu parę malinek na szyi, jedna dość nisko i w miarę delikatnych, aby nikt ich nie zauważył. Następnie rozpiąłem resztę guzików, a ubranie rzuciłem na podłogę. Zacząłem znaczyć sinoczerwonymi śladami jego tors, oraz brzuch. Jęknął cicho, gdy zassałem skórę na żebrach, oraz nieco głośniej, gdy przegryzłem jedne z jego sutków.

J.: Musisz być ciszej, chyba, że chcesz, aby ktoś nam przerwał. -wychrypiałem niskim uchem do jego ucha przez co przebiegł go dreszcz.

Powoli podniosłem się i podszedłem do drzwi, aby je zakluczyć. Gdy wracałem, zdjąłem z siebie koszulkę i ponownie usiadłem na nim okrakiem. Zeskanowałem jego sylwetkę i zatrzymałem się na jego piwnych oczach, które były lekko przyciemnione.

J.: Wiesz dokąd to wszystko zmierza?

Chłopak pokiwał głową.

J.: Chcesz tego?

M.: Tak, proszę kontynuuj.

Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem rozpinać jego pasek od spodni, które następnie zdjąłem z niego, a następnie również ściągnąłem z siebie dolną część ubioru i ponownie wpiłem się w usta wyższego, (Jean na tamten moment miał 175cm wzrostu, a Marco 178cm - dop.aut) ocierając się przy okazji o jego krocze przez co ponownie jęknął, a ja wykorzystałem to do pogłębienia pocałunku. Przez chwilę walczyliśmy o dominację, jednak końcowo i tak wygrałem. Gdy zabrakło nam powietrza odsunęliśmy się od siebie. Nie chcąc dłużej czekać zdjąłem z niego ostatnią część ubioru i włożyłem w niego dwa palce, którymi od razu zacząłem poruszać. Piwnooki pamiętając o moich wcześniejszych słowach zagryzł zęby na swojej ręce. Po chwili dołożyłem również trzeci palec, co znacząc utrudniało mu tłumienie niepożądanych dźwięków. Gdy uznałem, że już wystarczy zdjąłem również z siebie bokserki i wszedłem w niego wcześniej łącząc nasze usta. Odczekałem chwilę, aż chłopak da mi znak i zacząłem powoli poruszać biodrami w przód i tył. Marco wbił (ciut przydługie) paznokcie w moje barki, a następnie przyciągnął bliżej siebie.

M.: Szybciej. -jęknął.

Spełniłem jego prośbę, powoli tracąc kontrolę i stając się brutalniejszym.

M.: Jean, ja zaraz... -nie dokończył, gdyż został przerwany, przez jęk, lecz mimo to i tak wiedziałem o co mu chodzi.

Sam byłem the facto blisko, więc już po chwili oboje szczytowaliśmy jęcząc swoje imiona. Odczekałem chwilę, wyszedłem z niego i ułożyłem się obok.

M.: Kocham Cię. -powiedział wyraźnie zmęczony, a następnie wtulił się we mnie i zasnął.

J.: Ja Ciebie też.

Uśmiechnąłem się delikatnie, pocałowałem go w czoło i za jego przykładem udałem się do krainy Morfeusza.

🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁🍁

Mam nadzieje,

że poprawnie wykonałam zlecenie

i nie zjebałam tego.

Dzięki za przeczytanie i do następnego.

One shoty z anime (zamówienia zamknięte)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz