Rozdział 13

3 0 0
                                    


Przez dłuższą chwilę milczy. Już zaczynam myśleć, że przesadziłem i ojciec się załamał.

-To tylko sen- mówi- Choćby wydawał ci się realistyczny to tylko obraz z głowy. Mi też się śnią koszmary.

Po tych słowach wychodzi. Ja chwilę jeszcze siedzę. Jego słowa mają sens.

Wstaje i ruszam do kuchni. Pora na kolacje. Saba idzie ze mną.

Matka dalej czyta w salonie. Wchodzę do kuchni. Na stole stoi białe pudełeczko z jedzeniem na wynos w środku. Otwieram i zaczynam jeść kurczaka w sosie curry z ryżem. Co jakiś czas rzucam kawałki mięsa Sabie, która siedzi przy stole prosząc o jakikolwiek smakołyk.

Po skończeniu posiłku idę do salonu. Matka gdzieś poszła. Zerkam na zegar. 21:30. Zapewne poszła spać. Wstaje i biorę pierwszą lepszą książkę. Ma żółtą okładkę. Litery na niej nie przypominają liter, które znam. Otwieram ją w środku. Tu także litery są jakieś dziwne. Odkładam ją i biorę następną. Ta jest oprawiona w skórę. Otwieram ją. Na pierwszej stronie jest pusto, więc przewracam ją. Na drugiej są jakieś dziwne znaki, nie przypominające liter. Kolejna strona przedstawia głowę jaszczurki, bądź smoka. Ojciec kiedyś mi opowiadał o tych stworzeniach lecz nie potrafię ich rozróżnić. Chwile patrzę na zwierzę. Coś w nim napawa mnie zaciekawieniem i lekkim lękiem. Przewracam kolejne strony, aby się upewnić, że w niej są normalne litery.

-Co czytasz?

Podskakuje zaskoczony. Ojciec wszedł tak cicho, że nie zauważyłem.

-Nic, tak oglądam- mówię.

Wpatruje się we mnie chwilę.

-Okej. To morze się pouczymy?- mówi.

-Czemu nie- zgadzam się.

Wstaje i idę razem z nim do jego gabinetu. Mam tam wszystko potrzebne do nauki. Podręczniki, zeszyty, małą tablicę i aurę.

Uczymy się do 23:00. Nie zbyt mogę się skupić. Ojciec coś tłumaczy. Chyba ciągi. Nie to nie matematyka, to niemiecki. Rozpoznaje słowa machen, alle, bestimmt. Później jest chyba chemia. Ojciec rysuje jakieś wzory. Po lekcjach ojciec daje mi do wypicia napar i podaje kilka pigułek. Domyślam się, że o te leki mu chodziło. Połykam je. Następnie idę spać. Saba już na mnie czeka w łóżku.

Leże głaszcząc ją. Jej to się podoba. Nie protestuje.

Patrząc w ciemny sufit zastanawiam się dlaczego miałbym chować leki zamiast je brać. Na co ja jestem chory? Dlaczego nie zapytałem o to ojca? Czyżbym się go bał? To, że zabił kobietę było zwykłym snem. Trochę realistycznym ale i tak był zwykła jawą. Nie był prawdziwy. To tylko mara. Jutro nie będę jej pamiętał.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz