Rozdział 35

2 0 0
                                    

  Budzę się zlany potem. Zrywam się. Przez moje plecy przechodzi spazm bólu. Coś muska mi dłoń. Po chwili na mojej piersi pojawia się obca dłoń.

-Już wszystko dobrze-słyszę- Jesteśmy tu.

Skądś znam ten głos. Ten ton. Ta barwa. Od natłoku myśli zaczyna mi się kręcić w głowie. Pozwalam jej opaść na poduszkę. W tej właśnie chwili zdaje sobie sprawę, że ja żyję. Nie wiem jak to możliwe. Własnymi dłońmi zaciskałem supeł na worku. Oddychałem resztką powietrza, płuca biły się z mózgiem o ostateczne liźnięcie tlenu. Mimowolnie wdycham go nawet teraz. Coś się tu nie zgadza. Przecież umarłem. Nikt nie wstaje z martwych. Nie wiem nawet czy istnieje życie po śmierci. Jeśli tak, to może jestem w jakieś magicznej krainie? Nie. Do niedorzeczne. Muszę myśleć racjonalnie. Nie mogę fantazjować. Muszę zebrać odpowiednie informacje. Wyskrobać odpowiedzi.

-Gdzie mama?-mój głos jest zachrypnięty.

-Myje łazienkę-mówi ojciec-Robi to od kilku dni. Nie może się pozbyć zapachu.

Czyli, że spałem kilka dnia? Zamykam oczy i wdycham powietrze. Napawam się tlenem.

- Co się stało?-pytam w końcu.

-Starałeś się zabić, więc może ty mi powiedz-ojciec przekłada pałeczkę do mojej dłoni.

Wzdycham. Dotykam dłońmi głowy. Staram się wszystko poukładać w logiczny zbiór. Mgliste wspomnienia snują się po mym umyśle. Mogę się starać jej wyłapać lecz nie jestem w stanie. Z wysiłku zaczynają mi cieknąć łzy z dwóch dziur zwanych oczami. Po chwili ramiona zaczynają drżeć. Ojciec nic nie mówi. Pozwala mi się pozbyć emocji w samotnej ciszy. W pewnym momencie dołącza do mnie. Płaczemy razem nie przejmując się otaczającym nas światem.

-Gdzie byliście?-pytam pomiędzy szlochami.

-Tutaj-opowiada ojciec-Byliśmy obok ciebie.

Nawet w takiej chwili musi kłamać. Tym razem jednak się na niego nie złoszczę. Nie mogę go atakować. Dopiero co go odzyskałem. Nie wypada, abym od razu go stracił. Jeszcze nie teraz. To nie jest odpowiedni moment.

-Chciałem się zabić, a was nie było-użalam się.

-Tak, masz racje synku. Zawiedliśmy-zgadza się ojciec.

Przyznał mi rację. Czyżbym nie tylko ja się zmienił?

-Mam dosyć-mówię rwanym głosem.

Nie potrafię się uspokoić. Nie po tym co widziałem. Martwe sowy. Krew i teraz ten sen. Jeszcze nigdy nie śniłem tak realistycznie. Czułem każdy skrawek swojego ciała. Umysł był jakby trzeźwy. Nie zamazywał osądu. Jedynie tylko podsuwał rozwiązania. Miałem utworzone gotowce w głowie. O nic nie musiałem pytać. Doskonale wiedziałem gdzie jestem. Jedynie czego nie rozumiem, to strach. Czułem go cały czas. Najmocniej przy tej dziewczynie. Mojej siostrze. Przynajmniej tak twierdził mój umysł. Ja pierwszy raz słyszę a raczej widziałem, żebym miał jakiekolwiek rodzeństwo. Mieszkam sam z rodzicami i psem odkąd pamiętam. Chyba nawet nigdy nie mieliśmy gości. Nikt nas nie odwiedza. Ciekawie czy ktoś o nas wie? Pewnie tak, skoro rodzice pracują. Na dodatek czasami muszą wejść do jakiegoś sklepu. Inaczej by nie było jedzenia. Choćby takiego żałosnego jak suchary.

-Chciałbym, abyś był szczęśliwy-mówi ojciec.

Niestety, nie potrafi zrobić, abym naprawdę tak się poczuł. Oczywiście mu tego nie powiem. Obiecałem sobie, że już go nie stracę.

-Nie było was tak długo-powoli się uspokajam.

-Tyle co zawsze. Zaledwie kilka godzin- ojciec na nowo założył maskę obojętności.

Wiem, że to kłamstwo. Na razie nie jest odpowiednia pora, aby się wykłócać.

-Byliście w pracy?-pytam udając zdziwionego.

-Tak. Chodzimy tam codziennie- odpowiada ojciec.

Ja jedynie się zastanawiam czy aby i to nie jest kłamstwem.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz