Rozdział 34

2 0 0
                                    

  Płynę pod wodą. Jestem jak ryba. Płynnymi ruchami przebijam taflę wodną. W głowie czuję spokój. Wokół mnie jest ciemno. Ponuro. Co jakiś czas ociera się o mnie jakieś stworzenie. Zapewne to ryby. One już takie są. Podobnie jak samochody. W kółko gdzieś pędzą. Nie zwracają uwagi na nic.

Wypływam na powierzchnie. Muszę zaczerpnąć powietrza. Od razu atakuje mnie wiatr. Jego chłód przenika mnie na wskroś. Nie jestem zły na niego. Bardziej czuje wdzięczność do tego żywiołu. Dzięki niemu czuje orzeźwienie. Ochładza mój temperament.

Zanurzam się z powrotem. Potrzebuje osłony. Podpływam do odbicia rogalikowego księżyca. Staram się go uchwycić dłonią. Bez skutecznie. Jedyne co udaje mi się osiągnąć to rozmycie wodnej tafli. Nie przejmuje się tym. Zamykam oczy i nasłuchuje szumu wody. Dociera do mnie także lekkie trzepotanie rybich płetw. Zapach, którego tak bardzo pragnę wciągnąć, jedynie ociera się o mnie. Pamiętam jak ktoś opowiadał mi o latających rybach. Stworzonka te wyskakują ponad taflę wody. Niesione przez wiatr potrafią przelecieć dobre kilka metrów. Zawsze chciałem spróbować tej sztuczki. Przecież ogranicza nas tylko wyobraźnia. Nasza własna. To my powinniśmy nad nią panować. Z tego co wiem, jest odwrotnie. Nikomu nie udało się okiełznać tej kapryśnej bestii. Pora, aby ktoś tego dokonał. Otwieram oczy. Zagłębiam się w głębiny wodnej toni. Dopływam do samego dna. Pod stopami czuje wilgotny piasek. Wydaje się cieplejszy od tego na lądzie. Wrzynam się palcami w niego. Uginam kolana. Dopiero teraz mogę się odbić. Wypadam jak proca. Powoli zaczynam wątpić czy wystarczy mi tlenu w płucach. Tego drogocennego gazu jest coraz mniej w moim organizmie. Zaczyna mi szumieć w uszach. Oczy się przymrużają. Mięśnie napinają do ostatecznego wysiłku. W tym właśnie momencie wypadam poza taflę. Rozpościeram ręce do nieba. Pozwalam płucom nagromadzić tlenu. Wdycham nocne powietrze wszystkimi narządami. Choć trwa to niecało minutę i tak zapamiętuje tą chwilę na zawsze. W tym momencie moje ciało przechodzi fala radości. Serce wręcz wyskakuje z piersi. Jakby chciało uchwycić księżyc. Nie zdąża. Wpadam do wody nagle jak z niej wyskoczyłem. Czując to oplatam plecy rękoma. Wbijam się w głębie stopami. Woda oplata mnie jak najlżejsza pościel. Czuje, że jeśli miałbym wybór, to już nigdy bym się z niej nie wynurzył. Nigdy nie czułem się tak bezpiecznie jak w tej chwili. Tej jednej danej mi przez los. Zdaje sobie sprawę, że to niedługo się skończy. Nie chcę, aby do tego doszło. Wynurzam się ponownie. Z całych sił w płucach wydobywam z siebie dziki ryk. Pragnę tym dźwiękiem zamanifestować swój bunt przeciwko temu co ma się stać. Dostrzegam nawet postać na brzegu. Macha do mnie swoimi maleńkimi dłońmi. Nawołuje mnie. Chcę mnie zachęcić do powrotu. Tylko ja nie wiem czy tego chcę. Najchętniej zostałbym mieszkańcem głębi na zawsze. Choć wiem, że to niemożliwe. Jestem człowiekiem. Potrzebuje tlenu, aby żyć. Muszę oddychać płucami, nie skrzelami. Nie mam budowy anatomicznej stworzenia wodnego, jestem ssakiem lądowym. Jest ze mnie maleńki, durny człowieczek. Nic nie znaczę dla planety. Ocieram oczy. Niekoniecznie są mokre od wody, w której pływam. Zanurzam się z powrotem. Pod wodą zaczynam się zbliżać do brzegu. Im jestem bliżej tym głośniej do mych uszu docierają dźwięki z za powierzchni. W końcu się wynurzam u stóp postaci, która tak gorączkowo mnie nawoływała. Kieruje głowę na górę i się uśmiecham.

-Stało się coś?-pytam.

-Jest noc-dostaje odpowiedź.

-I co związku z tym?- udaje zdziwionego wychodząc na powierzchnie.

Dostaję ręcznik, który przyjmuje z wdzięcznością. Nocy wiatr potrafi zmrozić mokre ciało.

-Znasz zdanie rodziców-stwierdza raczej niż pyta osoba.

Wzdycham ciężko.

-Oni mnie mało interesują-mówię.

-A ja? Masz mnie gdzieś?-zostaje zaatakowany.

-Ty?-udaje zdziwionego.

-Tak ja-dostaję odpowiedź i to dość agresywną.

-Mam być szczery?-upewniam się.

-No, raczej-dostaję odpowiedź.

-Jesteś moją ukochaną siostrą i nic tego nie zmieni-mówię.

Przynajmniej mam taką nadzieję lecz tego już nie dodaję. Nie chcę jej rozzłościć. Nikt by nie chciał. Przynajmniej tych, których znam. Oni wiedzą kim ona jest. Dobrze ją znają choć nie tak jak ja. Gdyby wiedzieli to co ja, nie pokazywaliby się jej na oczy. Dlatego też moim zadaniem jest, aby ją chronić. Jeśli ona będzie się czuła bezpiecznie, inni także będą mogli.

-Jesteś cały siny-stwierdza.

-Naprawdę?-dziwię się lekko.

-Przestań się zgrywać-prosi.

-No dobrze, może troszkę posiniałem-mówię w próbie jej udobruchania.

-Chodźmy do domu zanim Daria nas wyda-nakazuje.

Na sam dźwięk tego imienia robi mi się nie dobrze. Wszystkie najgorsze wady rodziców w jednej osóbce. Pasowałby, żeby ona zniknęła. Niestety los wybrał inaczej. Niedługo nie tylko ja będę pływał w głębinach. Pora nadchodzi wielkimi krokami. Na samą myśl o wycieczce w góry jest mi słabo.

-Halo. Ziemia do...-mówi siostra

-Chodźmy do domu-przerywam jej.

Kiwa głową i rusza w stronę mieszkania. Ja chwilę stoję. Ocieram samotne łzy. Ruszam za nią.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz