Rozdział 53

3 0 0
                                    

 Idę korytarzem. Drzwi łomoczą. Jeszcze chwila, a wylecą z zawiasów. Wiem co muszę zrobić. To co każdego dnia. Dlatego też podchodzę do drzwi. Biorę głęboki oddech. Palce zaciskam w pięść. Zamykam oczy. Oblizuje zaschnięte wargi. Wolną ręko zaczesuje włosy. Ocieram spoconą twarz. Otwieram oczy. Wypuszczam powietrze. Wciągam nowe. Jeszcze na chwilę przymykam oczy. Głęboko oddycham. Zbieram moc. Kumuluje ją w zaciśniętej pięści. Robię krok do przodu. Powoli przytykam zaciśniętą dłoń do drewna. Wolna ręka ląduje na zimnej klamce. Zaczynam pukać. Najpierw cicho, delikatnie. Z każdym zetknięciem pięści z drzwiami, nabieram mocy. Z każdą chwilą uderzam w drewno coraz mocniej. Drugą ręko czuje nacisk na klamkę. Jak co dzień osoba po drugiej stronie chce się tu dostać. Na jego nieszczęście nie jest w stanie. Może jedynie uciekać. Jak najdalej. Choć stara się mnie wystraszyć, to zwykle on ucieka. Mnie raczej nudzi ta zabawa. Ile to można walić w drzwi. Choć z drugiej strony, nic innego nie można robić. Jest to jakaś forma rozrywki. Trzeba coś robić, aby nie ze świrować. Taka gra robi nam obu dobrze. Nie wiem kim jest osobnik po drugiej stronie drzwi lecz w takiej sytuacji nie ma dla mnie to znaczenia. Liczy się tylko to, aby mieć jakiś sens. Każdy z nas musi coś robić, mieć jakiś powód, aby wstać codziennie po przebudzeniu. Nie potrzebujemy słów. Wystarczy, że po wyżywamy się na drzwiach. Obu nam sprawia to przyjemność. Przez resztę dnia jesteśmy spokojni. Poniekąd jestem wdzięczny swojemu gościowi. Jego działania pozwalają mi wpaść w pewną rutynę.

Łopotanie po drugiej stronie się uspokaja. Chyba to koniec. Przybysz się zmęczył. Teraz będę miał ciszę i spokój. Po dłuższej chwili ja także odchodzę od drzwi. Wycofuje się do salonu. Siadam na kanapę. Zamykam oczy. Staram się uspokoić oddech. Prawą dłoń kładę na sercu, w geście uspokojenia. Sam siebie staram się przekonać, że to koniec. Już nic złego się nie stanie. Nie może. To niemożliwe. Pukanie odbywa się zawsze tylko raz dziennie. Zawsze przybysz odpuszczał. Niestety nie tym razem. Do mych uszu dochodzi delikatne, niepewne pukanie. Po chwili dociera do mnie też dźwięk chrobotania.

Otwieram oczy i niepewnym krokiem ruszam, aby to sprawdzić. Tym razem ciężko dyszę. Puls skacze pod skórą jak nieznośny insekt. Serce wybija rytm przypominający walenie w drzwi. Oczy drżą, zresztą jak reszta ciała. Nogi choć suną po podłodze, to czuje ich nieporadność. Powoli się przybliżam do drzwi. Przybysz cierpliwie jak nigdy puka delikatnie w drzwi. Chyba wie, że ten dźwięk wywołuje u mnie pulsowanie w skroni, tak jak dzwonienie w uszach. Czuje się okropnie. W końcu dochodzę do drzwi. Przykładam otwartą dłoń do drewna. W tym samym momencie drzwi się otwierają i mnie nokautują. Upadam. Uderzam głową o podłogę. Widzę jeszcze jakoś postać. Klęka nade mną. Nie rozpoznaje jej. Mimowolnie się uśmiecham. Przegrałem partię.

Zapada ciemność. 

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz