Rozdział 74

1 0 0
                                    

 Siedzę na kanapie. W salonie. Wpatrując się w stertę książek na półkach rozmyślam, jaki powinien być mój ruch. Do tej pory byłem pionkiem ojca. Teraz, gdy wiem, że to on jest świrem będzie mi łatwiej go powstrzymać. Przynajmniej tak mi się wydaje. Znam ojca i wiem na co go stać. Choć tak naprawdę nie spodziewałem się, że zamorduje kogokolwiek. Najwyraźniej to tylko uchybienie w systemie. Chciał mną wstrząsnąć. Udało mu się to. Być może spodziewał się, że dzięki temu uda mi się rozwiązać część zagadki. Zawsze był niecierpliwy. Chyba mam to po nim. Jesteśmy tak do siebie podobni, a zarazem różni. On spodziewa się po mnie, że go po prostu zaatakuje, jak on to by zrobił. Ja tym czasem chcę podejść do tematu na chłodno. Muszę przekalkulować wszelkie opcje. Nie jestem jakimś tyranem. Zdaje sobie sprawę, że ojciec przeważa w formie fizycznej. Nie jestem tak silny jak on. Dlatego też muszę szukać ratunku w psychice. Nie wiem, który z nas jest silniejszy na tej płaszczyźnie. Jednakże muszę spróbować. Nic innego mi nie pozostaje. Chcę żyć.

Wstaje z kanapy i ruszam do kuchni, gdzie zjadam kilka sucharów. Choć niezbyt mam ochotę na jedzenie, to wmuszam w siebie. Potrzebuję tego, aby mój mózg mógł pracować odpowiednio. Tak samo jak potrzebuje wody. Niekoniecznie z kranu. Ma taki metaliczny smak, że mam ochotę zwymiotować. Niestety innej nie mam. Więc piję taką.

Po napojeniu i nakarmieniu organizmu udaje się do łazienki, gdzie biorę drugi tego dnia lodowaty prysznic. Tego również potrzebuje. Nic tak nie pobudza neuronów jak strumień naprawdę zimnej wody. Obserwując pojawiającą się gęsią skórkę czuję się żywszy. Taka forma obrony ciała fascynuje mnie. Może i ja powinienem zacząć się bać? To by jeszcze bardziej nakręciło ojca. Przez co popełniłby w końcu błąd. O jedno posunięcie za daleko. Może i mnie zabić. Słaby koniec. Pociesza mnie jednak wizja, że od tej pory to ja będę pociągał za sznurki. Ojcu będzie się wydawać, że kontroluje sytuację, a tak naprawdę będzie marionetką. Choć ten plan ma kilka wad, to spod prysznica wychodzę szczęśliwszy. Bez dłuższą chwilę stoję nagi wpatrując się w lustro. Dokładnie mówiąc, zerkam na odbicie swojego chudego ciała. Jestem tak wymizerowany, że to kości chronią skórę. Ręce są jak patyki, to samo nogi. Widząc ten widok godzę się na to co może mnie spotkać. Nawet się cieszę. Nie mogę się doczekać. Mimowolnie prycham, a by po chwili wybuchnąć śmiechem. Całe moje wychudzone ciało wtóruje mojemu rechotowi.

Właśnie teraz jestem gotowy, by umrzeć. 

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz