Rozdział 91

1 0 0
                                    

  Otwieram oczy, aby po chwili je zamknąć. Światło jest zbyt jasne. Nie mogę wytrzymać. Na dodatek strasznie boli mnie głowa. Przepływające przez nią pytania i wszelkie myśli nie pomagają. Wiem, że umysł stara się zrozumieć, co się właściwie stało. Musi się upewnić czy to przypadkiem nie był sen. Rozumiem go, lecz na razie tego nie potrzebuje. Chce jedynie zapomnieć. Żałuje, że spojrzałem. Mogłem się domyślić, że to prezent od świra. Nie wiem co sobie myślałem. Jestem naiwny.

Na samo wspomnienie pudełka wymiotuje. Po wszystkim ocieram usta rękawem. Biorę głęboki oddech. Powoli otwieram oczy, przyzwyczajając się do światła. Gdy już mi się to uda, wstaje. Nogi lekko się chwieją. Zmuszam je do pracy. Tak samo jak i oczy, wraz z głową. Nie wie czego szukam. Chyba po prostu się rozglądam. Pudełka nie znajduje. Jak zwykle znikło, jak reszta prezentów. Choć nie mogę powiedzieć, że wszystko jest w porządku.

-Czego chcesz?-pytam słabym głosem.

Postać siedząca na skórzanym fotelu wybija rytm na podłokietnikach palcami. Nie raczy się odezwać. Ciężko stwierdzić czy wpatruje się we mnie, czy może ma jakiś inny punkt.

-Dzięki za prezent-mówię.

Nie reaguje. Poprawia jedynie biały kapelusz.

-Moglibyśmy pogadać-stwierdzam.

Wstaje i otrzepuje płaszcz z niewidzialnego brudu. Ja jedynie wzdycham. Strasznie boli mnie głowa. Jego obecność nie pomaga. Chyba muszę się go pozbyć. Czas, aby któryś zakończył grę.

-Cieszę się, że wróciłeś-silę się na obojętny ton-Może się napijesz?

Nie czekając na jego odpowiedź ruszam do kuchni. Tam podchodzę do szafki. Wyciągam z niej kilka strzykawek, po czym ją zamykam. Następnie podchodzę do zlewu i odkręcam wodę. Po chwili ją zakręcam. Pora wrócić do gościa. W tym celu wchodzę do salonu, gdzie odkrywam, że nikogo tutaj nie ma. Zaczynam czuć niepokój. Wiem, że świr tutaj był. Przed chwilą poprawiał swój biały płaszcz. Gdzie się podział? Z złym przeczuciem odwracam się szybko. Widzę jedynie pusty próg. Może poszedł na górę? Nie mając zbyt wielu pomysłów ruszam w stronę schodów. Robię to najciszej jak potrafię. Nie chcę za wcześnie straszyć gościa. Dlatego też na stopniach wspinam się na palcach stóp. Nie mogę sobie pozwolić na skrzypienie. To zbyt ważny moment. Każda chwila może się okazać decydująca. Wszystko może się skończyć w ciągu kilku minut. Nie mogę tylko popełnić błędu. Ani jednego.

W końcu dochodzę na górę i powolnym krokiem podchodzę do gabinetu ojca. Delikatnie łapie za klamkę i ją naciskam. Nic się nie dzieje. Jak zwykle drzwi ani drgną. Nie zrażony ruszam do łazienki.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz