Rozdział 59

2 1 0
                                    

  Nie wiem ile czasu leżę na podłodze upaćkany wymiocinami. Na pewno dość długo, aby szczekanie ustało. Zaś krótko do zebrania sił. Czuję się okropnie. Boli mnie wszystko. Od pulsującej głowy zaczynając i na wiotkich nogach kończąc. Nie tylko fizyczne dolegliwości mnie meczą. Czuje się żałośnie. Przez dłuższą chwilę naprawdę sądziłem, że Saba do mnie wróciła. Niestety, to była nie prawda. Zostałem oszukany przez rozmyte postacie. Nie potrafię jedynie pojąć jak i dlaczego to zrobiły? Co chciały ugrać? Czy, aż tak nabroiłem? Naiwnie sądziłem, że wyrządziłem krzywdę rodzicom. Niestety, najwyraźniej się myliłem. Musiałem jeszcze kogoś skrzywdzić. I to bardzo. Ktoś się nade mną pastwi, uznając to jaką formę zemsty. Nie wiem tylko za co. Również nie rozumiem jak mogłem kogoś skrzywdzić nie wychodząc z domu? Od kiedy pamiętam powtarzane mi było, że pod żadnym pozorem nie mogę wyjść z domu. Nawet na wszelki wypadek drzwi zawsze były zamknięte na klucz. Tylko rodzice potrafili je otworzyć. Wyciągam z tego wniosek, że to oni zawinili. Zaś osoba, która mnie dręczy, tak naprawdę mści się na nich. Szkoda tylko, że oni nic sobie z tego nie robią. Mają mnie gdzieś.

-Może pomożesz mi wstać?-pytam.

Choć nikogo nie widzę, to uszy zarejestrowały jakiś szmer. Ktoś się skrada. Ma płytki oddech. Jego kroki są niepewne. Chyba nie do końca chce tu być. Zdradzają go spodnie. To one tak cicho szeleszczą. Przynajmniej mi tak się wydaje. Może to być równie inna część garderoby. Lecz teraz to nie ma znaczenia. Ważne jest, że się zbliża i nie wiem jakie ma zamiary.

Na mój głos reaguje dość obojętnie. Widząc, że nie musi się już skradać, podchodzi do mnie. Szeleści z każdym postawionym krokiem. Znajduje się przy mnie w kilka chwil. Pochyla się nade mną. Wpatruje się wprost w moje oczy. Czuje to. Choć sam widzę nie wyraźnie, to podświadomie patrząc się na kogoś rozmazanego wiem co robi. Przygląda mi się. Próbuje ocenić. Być może go fascynuje. Czeka na mój kolejny krok. Wydaje mu się, że patrzy na przegranego. Może o to mu chodziło od samego początku? To on mnie napadł. Teraz wrócił, aby dobić swoją ofiarę. Jest zimny. Czuje to. Jego oddech wyziewa chłodem.

Zaczynam poruszać wargami. On przekrzywia lekko głowę. Stara się mnie usłyszeć. Gdy mu się to nie udaje, pochyla się jeszcze niżej. Wtedy resztką sił chwytam go za to, co przypomina gardło.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz