Rozdział 57

3 2 0
                                    

Jadę rowerem. Wokół mnie migają budynki miasta. Nawet droga przede mną jest nie wyraźna. Jadę na pamięć. Przed siebie. Nie wiem skąd, ale znam cel podróży. To dom. Ten sam. Podjeżdżam na podjazd. Chowam rower do przybudówki. Kieruje się w stronę drzwi wejściowych. Po drodze ocieram pot z czoła rękawem kurtki. Ściągam zużyte adidasy, dopiero teraz mogę przejść z przedsionka do salonu. Oni tam już są.

- Coś wiadomo?-pytam na ich widok.

Zerkają na dwójkę cywili. To chyba moi rodzice.

-Jesteś głodna?-pyta facet.

Patrzę na niego zdziwiony. Czyżby użył zwrotu do płci przeciwnej?

-Nie-odpowiadam- Wolałbym odpowiedzi.

Wszyscy obecni zerkają po sobie. Widać, że są zmieszani.

-Już pora na nas-mówi grubszy z dwójki policjantów.

Jego partner wstaje bez słowa. Jedynie kiwnięciem głowy żegna się z rodzicami. Oni także to robią. Gdy gliniarze zbliżają się do przedsionka cywile zerkają po sobie. W końcu kobieta wstaje i rusza w stronę mundurowych. Facet siedzi jeszcze przez minutę. Najwidoczniej czeka. Podczas tej zwłoki wpatruje się we mnie.

-No, co?-pytam nie mogąc wytrzymać tego wzroku.

Mężczyzna nie odpowiada. Wygląda jakby się nad czymś zastanawiał. Wyciąga szyje i zerka w głąb korytarza. Ociera nie ogolony policzek. Wzdycha.

-Mogłabyś zachowywać się normalnie?-zadaje w końcu pytanie.

-Ta, jasne-zgadzam się-Tylko wiesz? Jakoś nie potrafię.

Wzdycha.

-Wiem, że to trudne...-zaczyna.

-Ta szopka, którą odgrywasz? Czy może to, że nie potrafisz tego skończyć?-przerywam mu pytaniem.

-Uspokój się-jego ton wyraża wściekłość.

Chwilę się w niego wpatruje. Nie potrafię go rozgryźć. Co on planuje? Czemu zwleka?

Widząc, że nie dostanę od niego odpowiedzi, wychodzę. Kieruję się do swojego pokoju. Wspinając się po spiralnych schodach zrzucam z siebie kurtkę i czapkę. Jestem już na górze, gdy zauważam, że na kolanie mam plamę. Szybko się przebieram. Brudne spodnie zwijam w rulon. Rzucam jej w kąt. Kładę się na łóżku. Wpatruje się w sufit. Nie wiem o czym rozmyślam. Przez moją głowę przelatuje wiele myśli lecz każda jest rozmyta. Czuję się przy mroczony. Zamykam oczy. Chcę się znaleźć w ciemności. Kompletnej. Pragnę wyciszenia. Niestety nie jest mi to dane. Ktoś puka do drzwi. Od niechcenia otwieram oczy.

-Może napijesz się herbaty?-pyta niby ojciec.

-Nie dzięki-stwierdzam.

Mężczyzna mruży oczy. Chwilę się we mnie wpatruje.

-Nie musisz się mnie bać-mówi.

-Aż taki przerażający nie jesteś-odgryzam się mu.

Wzdycha.

-Zanieś te brudny do prania-nakazuje wskazując zrulowane spodnie.

Nic nie mówię. Tylko wstaje i podaje mu ciuch.

-Sam to zanieś, i tak idziesz na dół-mówię.

Mruży oczy. Wpatruje się we mnie w jednej chwili, zaś w drugiej jego dłoń ląduje na moim policzku. Cios jest na tyle mocny, żebym się cofnął kilka centymetrów.

-Nie jestem twoim służącym- mówi.

Po tych słowach wychodzi. Ja jeszcze chwilę stoję zdezorientowany. Co się przed chwilą wydarzyło? Przykładam dłoń do pulsującego policzka. Nie potrafię tego zrozumieć. Jak on mógł? Przecież wie, że mogę zakończyć to farsę. Czuje to. Coś o nim wiem. Chyba muszę mu o tym przypomnieć.

Wychodzę z pokoju. Ruszam po schodach do kuchni. Stąd dochodzą dźwięki. On siedzi przy stole. Zajada jajecznice. Na mój widok podnosi wzrok.

-Przepraszam, poniosło mnie- stwierdza, po czym wraca do posiłku.

-Żartujesz sobie?-pytam- Myślisz, że zwykłe przepraszam wystarczy?

On dalej je. Nic nie robi sobie z moich słów. Stoję jeszcze chwilę, czekając na jego reakcję. Ku memu zaskoczeniu, on najwyraźniej zakończył gadkę.

-Dobrze jak chcesz-mówię.

Po tych słowach wychodzę. Kieruję się do łazienki. Skoro jestem już na dole to podrzucę pranie. Na dodatek chcę też opłukać policzek. Czuje, że zaczyna puchnąć.

Po chwili marszu wchodzę do małego pomieszczenia. Wpycham spodnie do kosza na pranie.

-Nie można było tak od razu?

Odwracam się. W progu stoi ojczulek. Postanawiam go zignorować. Bez słowa ruszam do zlewu. Odkręcam lodowatą wodę i zaczyna opłukiwać nią twarz. Przez szmer wody słyszę jego kroki. Ustają po chwili. Podnoszę głowę. Zerkam w lustro. On zbliża się do mnie. Odgarnia mi włosy z karku.

-Zawsze będziesz moją córeczką-szepcze mi do ucha.

Pierwsze co widzę to błysk w jego ręku. Drugie to moja twarz, a raczej jej odbicie. Wcale nie jest moje. W lustrze wpatruje się we mnie dziewczęca twarz.

Po chwili czuje coś. Nie wiem co. Jest zbyt niewyraźne.

Zapada ciemność.

Wtedy też wszystko staje się jasne.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz