Rozdział 25

2 0 0
                                    

Otwieram oczy. Jest to pierwsza myśl jaka mi przychodzi mi do głowy.

Leże w swoim łóżku, pod swoją kołdrą i na swojej poduszce.

Jestem w swoim pokoju.

Kątem oka zerkam na zegarek. 7:45.

Wstaje, przecieram oczy. Robię kilka pompek na rozbudzenie mięśni.

Po ćwiczeniu ruszam do łazienki. Jak zwykle ustawiam lodowatą wodę. Całe moje ciało przechodzi dreszcz. Po chwili ukazuje się gęsia skórka. Nie przeszkadza mi. W ręcz przeciwnie. Jestem zadowolony z jej obecności. Gdybym nie odczuwał takich rzeczy, nie byłbym pewien czy w ogóle jestem. Czy istnieje.

Rodziców nie widziałem od momentu wyjścia ojca po kłótni. Saba także nie wróciła z lasu. Nie jestem znawcą psów lecz wydaje mi się, że powinna wrócić już dawno.

Na podłodze po awanturze klęczałem aż do zmroku, dając upust emocjom. Ciężko stwierdzić czy w tym jednym momencie byłem szczęśliwy czy było mi źle? Nie jestem tego pewien. Wiem, że od tego momentu wyschłem. Stałem się skorupą emocji. Nie potrafię odczuwać lęku czy niepokoju ze względu na nieobecność rodziców. Czuje, że brakuje mi psa lecz to uczucie jest znikome.

Po umyciu, ubieram się. Chwilę siedzę w pokoju zastanawiając się czy mógłbym wyjść na zewnątrz, aby zakończyć to durną wojnę z chorobą.

Wstaje i ruszam na dół. Kieruje się do drzwi wyjściowych. Gdy mijam kuchnię kątem oka coś rejestruje. Cofam się i wchodzę głębiej. Po chwili blednę.

Na stole leży martwa sowa. Głowę ma przekręconą w dziwny sposób. Szyje ma pozbawioną piór. To nie jest takie straszne. Gorsze jest to, że ptakowi brakuje skrzydeł. Ktoś je musiał obciąć lecz nie tutaj. Brakuje krwi. Biorę ją i wyrzucam do kosza. Nie mogę na nią patrzeć.

Wychodzę i podbiegam do drzwi. Łapię za klamkę i naciskam. Nic. Ani drgną.

-Co jest?- pytam sam siebie.

Ktoś tutaj był. Martwy ptak bez skrzydeł sam nie przybył mnie odwiedzić. To ktoś obcy. Ojciec nie bawił by się ze mną w taki sposób. Saba nie otworzyłaby drzwi. Matka nawet by nie pomyślała aby tak okaleczyć zwierzę. Pozostaje, więc tylko jedna opcja. Obcy był w moim domu. Tylko jak o tu wlazł i po co to zrobił?

Ruszam biegiem na górę. Kieruje się do gabinetu ojca. Naciskam klamkę. Jest tak jak podejrzewałem, są zamknięte. Łapie się za głowę zaczesując włosy na tył. Nie wiem co się dzieje. Biegiem wchodzę do łazienki. Opłukuje twarz zimną wodą. Zerkam w lustro. Widzę w nim czerwoną twarz z ciemnymi oczami i kasztanowymi włosami. Choć wiem, że to moja twarz to wydaje mi się obca. Nie do końca wiem do kogo należy. Nie mogę na nią patrzeć, wychodzę czym prędzej z łazienki. Ruszam do salonu. Uchylam żaluzje z okna i zauważam, że jest ono zamurowane. Podchodzę do drugiego. Odsłaniam je. Ono też jest zamurowane. Idę do kuchni i odsłaniam okno. Tak jak pozostałe. Wchodzę szybko na górę do łazienki i odsłaniam małe prostokątne okienko. Jest zabite deskami. Wychodzę i biegnę do gabinetu ojca. Nie wiem po co, drzwi są zamknięte. Schodzę na dół i siadam na kanapę. Zerkam na zegar. 12:30. Jak obcy wszedł do domu? Przecież to jest jakaś twierdza. Zamykam oczy. Oddycham szukając odpowiedzi. Otwieram nie znajdując nic w morzu pustki. Zamykam oczy z powrotem. Zaczynam szukać jakichkolwiek obrazów. Plaża z mych marzeń? Nie pomoże. Duże zielone drzewa? Nie, to nie to. Nauka z ojcem? Też nie. Bieganie? Raczej ucieczka plus drzewa. Sen. Nóż. Twarze. Głosy. Ból. Otwieram oczy. Przypomniałem sobie. Szybko odsuwam koszulkę i widzę bliznę. Czyżby po nożu? Czy sen był prawdą? Jeśli tak to musi mieć jakiś związek z obcym. W śnie spotkałem sowę. Tylko żywą. Ktoś coś wie i próbuje wynieść to na powierzchnię. Nie wiem tylko czy to dobrze czy źle? Co powinienem zrobić? Czy jestem w niebezpieczeństwie? Co w ogóle się tutaj dzieje? Jaki to ma związek ze mną?

Tyle pytań. Brak na nie odpowiedzi.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz