Rozdział 26

3 0 0
                                    

  Otwieram oczy. Jest to pierwsza myśl jaka mi przychodzi mi do głowy.

Leże w swoim łóżku, pod swoją kołdrą i na swojej poduszce.

Jestem w swoim pokoju.

Kątem oka zerkam na zegarek. Jest 10:00.

Co ja robię tutaj? W pokoju? Ostatnie co pamiętam to odkrycie. Właśnie, coś znalazłem.

Szybko wstaje i podciągam koszulkę. Blizna dalej widnieje na swoim miejscu. Nie potrafię się tym cieszyć. Na jedną bliznę przychodzą kolejne pytania. Kto mnie tutaj przeniósł? Kiedy usnąłem? Dlaczego nie pamiętam tego?

Wybiegam z pokoju i ruszam do drzwi wyjściowych. Schody przeskakuje po kilka stopni. Na miejscu szarpię się z klamką. Niestety nic do nie daje. Drzwi ani drgną. Biegnę z powrotem na górę i sprawdzam drzwi od gabinetu i sypialni rodziców. Bez skutku. On również są zamknięte. W łazience także nikt się nie ukrył. Z myślą, że wariuje wracam na dół i z kuchni zabieram końcówkę sucharów. Z takim prowiantem wchodzę do salonu. Wypuszczam z rąk pieczywo. Padam na kolana blady jak kreda.

Na kanapie leży sowa. Martwa. Całe ciało prócz głowy jest pozbawione piór. Skrzydła są na miejscu. Tym razem brakuje oczu i dzioba. Obok niej nie ma krwi. Jest czysta jak pozostałe. Powoli zaczynam się przyzwyczajać do widoku martwych sów. To nie martwy trup mnie przeraził tylko podarte książki na podłodze. Walają się wszędzie bez kartek. Nie są straszne. Przerażające jest to, że ktoś przybił na ścianie napis: „Za tobą" utworzony z strzępów kartek. Nad napisem przybite zostały skrzydła. Już myślałem, że poprzednia sowa je zgubiła.

Odwracam się szybko i zaczynam płakać. Nie mogę uwierzyć w to na co patrzę. Krew przestaje płynąć. Serce przestaje pompować. Mózg stara się zrozumieć.

Na podłodze leżą zabarwione na czerwono kości, tworzące napis: „HA HA".

Wstaje szybko i podbiegam do drzwi. Są zamknięte szczelnie. Sprawdzam okno w kuchni. Jest dalej zamurowane. Biegnę na górę i sprawdzam okno w łazience i moim pokoju. Też są zamurowane. Sprawdzam drzwi sypialni. Zamknięte na klucz. Podchodzę ostrożnie do gabinetu ojca. Naciskam klamkę z myślą, że za raz ujrzę żartownisia. Niestety nie. Drzwi ani drgną.

-Jak?- pytam- To niemożliwe. NIEMOŻLIWE!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wrzeszcząc uderzam raz po raz w drzwi. Atakuje je rękoma i nogami. One stoją twardą. Wyżywam na nich swoje emocje. Strach, smutek, zagubienie. Nie potrafię zrozumieć. Chce lecz nie jestem w stanie objąć tego wszystkiego czystą logiką.

Wyżywam się na drzwiach myśląc o ojcu. Porzucił mnie. Zabrał matkę i Sabę. Zostawił mnie samego na pastwę jakiegoś świra. Z oczu ciekną mi łzy. Nie ocieram ich. Nawet gdy przyćmiewają mi obraz.

Padam w końcu ze zmęczenia. Siedzę i płaczę, dopóki nie osunę się w ciemność.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz