Otwieram oczy. Nie potrafię ich zamknąć. W ciemności zbyt dużo widzę.
Wstaję z ziemi. Czuje w spodniach ciężar. Uda są ciepłe. Wypluwam żółć w stronę worka. Po co ja go odkopywałem?
Ruszam w stronę domu. Moje ruchy są mechaniczne. Nie myślę nad marszem. Idę, pozwalając nieść się nogom. Wiedzą jak tu przyszły. Ufam, że potrafią też wrócić. Nie jestem w stanie patrzeć na drogę. Moją głowę zaprząta to co ujrzałem. Jeśli ma być to żart osobnika w białym płaszczu, to mało śmieszny. Do tej pory myślałem, że on znęca się tylko nad ptakami. Jeszcze niedawno było mi szkoda martwego gołębia, a teraz wolałbym go ujrzeć w worku. Nie ludzie czaszki, tylko ptaka. Chciałbym aby jego krew ukazała przede mną kolejną literą, albo cało odpowiedź. Chce zrozumieć co chce ugrać świr w białym płaszczu. Co ma oznaczać jego niespodzianka. Doceniam, że się napracował przy tym lecz nie rozumiem dlaczego mnie upodobał sobie mnie jako swą ofiarę. Dlaczego ja? Co mu zrobiłem? Dlaczego pragnie mojego ze świrowania? Czy moja czaszka także znajdzie się w worku? Czy tamte kości też były jego ofiarami? Właściciele głów przechodzili to samo? Ich także gnębił, zanim zabił? Uważa to za świetną zabawę? To go bawi.
Dochodzę do domu. Drzwi są otwarte na oścież. Wchodzę do środka. Zamykam wnętrze. Przesuwam fotele z salonu pod drzwi. Są dość wysokie, aby zablokować klamkę. To powinno dać mi choć trochę spokoju. Nie będzie łatwo wejść do mnie komukolwiek.
Ruszam na górę. Do łazienki. Po drodze pozbywam się ubrań. Są całe w moich odchodach. Wchodzę pod prysznic zupełnie nagi. Odkręcam kurek. Po mym ciele rozlewa się lodowata woda. Gęsia skóra nie musi się pojawiać. Już dawno się pojawiła. Woda przy kratce jest brązowa. To znak, że kał odchodzi od mego ciała. Chciałbym się uśmiechnąć na ten widok. Zaśmiać się z tego, że się zesrałem w gacie. Niestety nie potrafię. Jedynie jakie odczucia ze mnie ulatują to samotne łzy, które nie przyniosą ukojenia. Nie tym razem. Umysł również nie potrafi pomóc. Nie może mi wyjaśnić co oznaczają czaszki w worku i sen, który był bardziej realistyczny od pozostałych. Nie wiem czy to dobrze czy też odwrotnie. Czy powinienem się martwić? Chyba nie. To tylko sen. Zaś kości to głupi kawał. Na pewno typ stał gdzieś nieopodal i mi się przyglądał. Czerpał z tego dziką satysfakcje. Teraz zapewne się śmieje w puch. Niech mu brzuch pęknie z tej radości. Niech zdechnie. Mam go dosyć. Tchórzliwy padalec. Wije się wokół mnie. Nie potrafi ustać i powiedzieć mi czegokolwiek wprost w oczy. Wystarczy, że przyszedłby i powiedział jakoś pierdołę. To by wystarczyło. Wiedziałbym kim jest. Nie tchórzem, oj nie. Osoba, która potrafi spojrzeć ci w oczy i powiedzieć cokolwiek jest już zwycięzco. Wystarczy, że nie chowa się za rzeczami.
Wychodzę spod prysznica. Idę do sypialni rodziców. Jest zamknięta. Gabinet ojca także. Trochę dziwne. Idę do swego pokoju. Nie ma tutaj Saby. Gdzie ona jest? Siadam pod ścianą i zaczynam się kiwać.
W głowie mam myśl, że tęsknie. Za ojcem. Za matką. Za psem. Chciałbym, aby tutaj byli. Niestety ich nie ma. Moi bliscy mnie porzucili. Zostawili na pastwę świra. Chorego tchórza. Gdzie oni są? No gdzie?
Jak ja za nimi tęsknie. Choć wiem, że matka by mnie nie objęła to już sama jej obecność ukoiłaby mnie. Czułbym się bezpieczniej. Tak samo jak przy ojcu, który potrafiłby wytłumaczyć wszytko, co tu się dzieje. Saba zaś pozwoliłaby mi gładzić jej gładką sierść. Przytuliłbym się do tego wielkiego, szarego potwora i poczułbym się o wiele lepiej. Niestety nikogo z nich tu nie ma. Nawet łzy mnie opuściły. Jestem suchy. Przypominam skorupę.
Kiwam się, póki nie zasnę.
CZYTASZ
Kim jestem?
Mystery / ThrillerOn przesiaduje całymi dniami w domu. Musi zachowywać ciszę. Nie wolno mu wychodzić na zewnątrz. Jego jedynym towarzyszem jest pies, Saba. Z każdym dniem bohater popada w głębszą paranoje. Zaczyna podejrzewać rodziców o różne rzeczy. Jego stan pogars...