Odcinek 19 [rewrite]

1.3K 137 5
                                    


Ze wszystkich miejsc na świecie, najbardziej nienawidził szpitali.

Nawet przed własnym sobą wstyd mu było przyznać, że boi się przekroczyć próg białego budynku z oszkloną fasadą i ogromnym, niebieskim szyldem. Czuł, jak jego gardło ściska się raz po raz, a bicie serca przyspiesza na samą myśl, że lada moment znajdzie się w środku, w paszczy tego potwora odzianego w ułudny płaszcz dobroci i uśmiechów.

Szpital kojarzył mu się tylko ze śmiercią. W szpitalu zmarła jego biologiczna matka, przynosząc go na świat. Zmarł tu jego biologiczny ojciec, którego nie udało się odratować po tym, jak po raz kolejny nadużył alkoholu. Zmarła tu jego babcia, wychowująca go, gdy był jeszcze malutki. Nawet rodzice adopcyjni ostatecznie wydali swe ostatnie oddechy właśnie w szpitalu.

Teraz leżał tam Ryouta.

Cóż więc innego mogło przyjść Daikiemu na myśl, stojąc przed budynkiem i wbijając w niego spłoszone spojrzenie?

Kuroko i Kagami już dawno weszli do środka, a on stał tam jak sparaliżowany. Czuł w kościach, że cokolwiek go tam czeka, nie będzie przyjemne ani radosne. Bał się, że jeśli przekroczy ten próg, ześle na Ryoutę dokładnie taki sam los, jaki spotkał każdego, kogo kochał.

Najchętniej zostałby na zewnątrz, ale nie mógł zostawić Tetsuyi. Kiedy dowiedział się przez telefon, że w Shibuyi przyjęto na oddział potrąconego mężczyznę, który wyglądem przypominał Kise, natychmiast wsiedli w samochód Kagamiego i zjawili się na miejscu. Nie mógł przecież poddać się teraz tylko dlatego, że boi się tego miejsca.

Wziął głęboki oddech, wcisnął dłonie do kieszeni kurtki, po czym, rozejrzawszy się nerwowo na boki, wszedł do środka.

Recepcja szpitala znajdowała się na samym wejściu, w obszernym holu, który służył również za poczekalnię. Aomine od razu dostrzegł wysoką sylwetkę Kagamiego, stojącego przy ladzie w towarzystwie Kuroko, który właśnie przeprowadzał rozmowę z recepcjonistką. Ruszył w ich kierunku, mając wrażenie, że jego nogi zamieniły się w galaretę.

- ... a potem skręcić w prawo – mówiła właśnie blondynka siedząca na obrotowym fotelu, ledwie spoglądając na Tetsuyę.- Lekarze są teraz zajęci pacjentem, trzeba będzie poczekać.

- Czy operacja...- Kuroko przełknął nerwowo ślinę.

- Operacja może potrwać nawet kilka godzin – westchnęła recepcjonistka, wertując jakieś papiery na swoim biurku.- Nie pozostaje panu nic, jak czekać cierpliwie za jej wynikami. Lekarze robią, co mogą. Przepraszam, ale mam naprawdę dużo pracy...

Kuroko wycofał się kilka kroków, po czym rozejrzał wokół. Dostrzegłszy jakiś korytarz po lewej stronie, ruszył w jego kierunku.

- Tetsu?- Aomine czuł się dość zagubiony.

- Daiki-kun – mruknął błękitnowłosy, zatrzymując się. Wrócił do brata, wzdychając ciężko.- To Ryouta-kun, miał wypadek samochodowy. Wygląda na to, że wszedł na jezdnię w miejscu pozbawionym pasów dla pieszych... Kierowca za późno się zorientował i...- Kuroko zwilżył wargi koniuszkiem języka.- Trwa operacja, ale może potrwać kilka godzin. Recepcjonistka powiedziała mi, gdzie możemy poczekać, ale... jeśli chcesz, możesz zaczekać w aucie.

Aomine skrzywił się. Nie przypuszczał, że jego młodszy brat zna go aż tak dobrze, choć pewnie nieciężko byłoby domyślić się jego niechęci do szpitala – akurat zarówno Tetsuya jak i Ryouta znali całą jego historię, od momentu narodzin, przez trafienie do domu dziecka i na samej adopcji kończąc. Cała reszta była już wspólną przeszłością.

Moda na Uke ||Kuroko no Basket/Multi Pairing||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz