Odcinek 94

505 83 56
                                    

Wiem, że baaaardzo tęsknicie za Akashim, i obiecuję, że niedługo się pojawi! >_<

Yuuki

_______________________


Prawie dwutygodniowy pobyt w szpitalu niewiele poprawił stan zdrowia Aomine – przynajmniej zdaniem Kagamiego.

Odwożąc go do domu tuż po wypisaniu, przy którym zresztą czerwonowłosy był, Taiga miał wystarczająco dużo czasu, by przyjrzeć się przyjacielowi. Nie mógł zwalczyć silnego wrażenia, że jego tak piękna do tej pory cera w kolorze mlecznej czekolady mocno pobladła, a oczy straciły blask. Chociaż Daiki wciąż miał momentami cięty język i rzucał głupimi żartami (choć bez większej werwy i raczej z przyzwyczajenia, niż z chęci), to zdawał się być bardziej pusty w środku, bardziej...

Bardziej martwy.

Kagami bał się tego określenia. Myśl, że jego przyjaciel miałby być w środku martwy, nawet jeśli tylko cząstkowo, przyprawiała go o silne dreszcze. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo lubi głębię granatowych oczu Aomine, jak bardzo lubi blask jego skóry na słońcu i zawadiacki uśmieszek, kiedy z nim flirtował lub próbował go podpuścić.

To się chyba nie skończy, prawda?

Taiga już za tym tęsknił, a co dopiero, gdyby miał się nigdy nie doczekać sprośnych sugestii Aomine.

– Jak tam nerwy?- zapytał Kagami, odchrząknąwszy wcześniej.

– Hm?- Aomine odwrócił wzrok od szyby, przez którą wyglądał na nieszczęsnych pieszych, walczących ze śniegiem zalegającym na ulicach.- Ach. Cóż, mam dobrą wymówkę, żeby Ryouta nie wyściskał mnie na śmierć.- Ciemnoskóry skrzywił się lekko, machinalnie dotykając dłonią klatki piersiowej. To właśnie tam, pod ciepłą kurtką, swetrem, podkoszulką i bandażami kryły się największe i najbardziej widoczne blizny.

– Czujesz się na siłach, żeby wrócić do domu?- spytał cicho Taiga i dodał pospiesznie:- Nie odbierz tego źle, nie chcę wypytać cię o...

– W porządku.- Daiki wzruszył ramionami.- To tylko rodzinny obiad powitalny. Przywitam się ze ścianami, podłogą i sufitem, chwilę pogadam z Ryoutą i Tetsu, pogłaszczę Nigou, a potem pójdę zamknąć się u siebie.

– Czyli...- Kagami przełknął nerwowo ślinę, zatrzymując się na czerwonym świetle.- Nie czujesz się najlepiej?

– To nie tak, że nie chcę wrócić do domu – mruknął Aomine, przecierając dłonią kark. Musiał wsunąć dłoń za kołnierz golfa. Nie chciał nikomu pokazywać blizny na szyi.- Tęsknię za własnym kątem, po prostu... Nie chciałbym, żeby widzieli.- Aomine znów odwrócił twarz w kierunku szyby.- Nawet przypadkiem. Szczególnie Ryouta. Jest jak baba – westchnął, opierając ciężko głowę o zagłówek fotela.- Zaraz by się rozbeczał i zaczął jęczeć, jak to bardzo mnie kocha i jak mu przykro i sratata...

Kagami nie uśmiechnął się. Jego zdaniem Kise wcale nie był taką beksą. Jego zdaniem Kise spuściłby wzrok i hamował gniew i żal, które z pewnością by się w nim gotowały – które zapewne w głębi niego już się gotują. Jego zdaniem blondyn już wystarczająco namartwił się i napłakał, kiedy Aomine zniknął, a potem odnaleźli go, okrutnie skrzywdzonego.

Teraz w Kise zapewne pozostał już tylko gniew z powodu niesprawiedliwości i tego, że ktoś wyrządził krzywdę osobie, którą kochał najbardziej.

– Pewnie nie powinienem o to pytać...- zaczął nerwowo Taiga.- Ale wiadomo, kiedy będzie rozprawa? Muszą skurwysyna zamknąć za coś takiego...

Moda na Uke ||Kuroko no Basket/Multi Pairing||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz