Odcinek 104

398 56 21
                                    

 Aomine w życiu nie sądził, że będzie się bawił tak dobrze.

Jeżeli miał być ze sobą szczery, to od czasu jego „wypadku" z Imayoshim, Daiki był wręcz przekonany, że nie spotka go już w życiu nic dobrego. Nie miał pracy, nie miał dumy, poniekąd myślał też o tym, że stracił część skóry – jego liczne blizny przerażały go do tego stopnia, że kiedy rozbierał się w łazience a potem się kąpał, zawsze patrzył prosto przed siebie, ostrożnie unikając również lustra. Poza tym wszystkim, nie mogły też tak po prostu odejść wyrzuty sumienia po samobójstwie Sakurai'a. Daiki wciąż czuł się trochę za to odpowiedzialny, choć zaczął o tym myśleć częściej dopiero po porwaniu.

Tym większe było jego zaskoczenie, gdy okazało się, że on i Wakamatsu świetnie się rozumieją. Obaj należeli do tego typu mężczyzn, którzy nie lubią się poddawać, gdy w czymś rywalizują, a do tego, choć inteligencją chwalić się nie mogli, to jednak mieli czyste serca i dla bliskich gotowi byli nawet zabić. Charakteryzowali się też podobnym poczuciem humoru oraz podejściem do świata – dzięki czemu, kiedy Aomine i Wakamatsu poszli po nauce jazdy na snowboardzie na umówione piwo, bawili się w swoim towarzystwie wyśmienicie.

Aomine nie mógł w to uwierzyć, ale... ale na tym krótkim wyjeździe poznał nowego przyjaciela.

O Wakamatsu wciąż nie wiedział wiele, a czasu na poznanie mieli niestety mało – na szczęście obaj zgodnie stwierdzili, że warto wymienić się adresami i numerami, by podtrzymać w miarę kontakt. Nawet jeśli nie mieszkali w tym samym mieście, to i tak czuli się ze sobą na tyle dobrze, że jednogłośnie chcieli podtrzymać znajomość.

Kiedy Daiki wracał z przytulnego baru w kierunku pensjonatu, nieco (a może nawet trochę bardzo) podchmielony, na jego ustach widniał uśmieszek. Wracał samotnie, gdyż Wakamatsu nie wynajmował pokoju w tym samym miejscu, co Daiki i jego bracia. Nie przeszkadzało mu to jednak – wyjątkowo, noc podobała mu się, gdy samotnie szedł dróżką, mając po swojej lewej stronie las, a po prawej otwartą przestrzeń z widokiem na górę Fuji. Gwiazdy świeciły tu niezwykle jasno, jakby i one cieszyły się na poprawę humoru Aomine.

To było dla niego bardzo dziwne, ale... czuł się taki odświeżony psychicznie, a dodatkowo zmęczenie, które czuł po długich lekcjach jazdy na snowboardzie oraz dobre piwo sprawiły, że nie miał nawet jak dopuszczać do siebie ponure myśli.

Po raz pierwszy od czasu wypadku Aomine miał naprawdę dobry humor.

– Doberek – rzucił z uśmiechem do recepcjonistki w pensjonacie, gdy wszedł raźnym, choć odrobinkę chwiejnym krokiem do środka.

Kobieta spojrzała na niego niepewnie i posłała mu nieśmiały uśmiech, z całą pewnością nieprzyzwyczajona do pijanych gości. Daiki skwitował jednak jej skromność kolejnym uśmiechem, po czym, pogwizdując, niemal w podskokach pokonał schody prowadzące na trzecie piętro, gdzie mieścił się jego pokój.

Jednakże gdy dotarł już na ich szczyt i ruszył korytarzem, nagle ujrzał coś, co w jednym momencie nie tylko go otrzeźwiło, ale i zupełnie zepsuło humor.

Naraz wróciły mu dziesiątki wspomnień z przeszłości; cichy płacz, wybuchy złości, odgłosy krzyków i tłuczonych naczyń... Uczucie strachu i przygnębienia, wściekłość i rozpacz jednocześnie – wszystko to zalało go jedną wielką falą, gdy rozpoznał przed sobą człowieka, który złamał nie tylko serce ale i duszę jego młodszego brata.

Nic się nie zmienił. Wciąż szczupły, średniego wzrostu, o tej samej czuprynie brązowych włosów, co zawsze i łagodnym spojrzeniu orzechowych oczu. Ten sam uśmiech, ten sam chód, ta sama aura pozytywności i otwartości.

Moda na Uke ||Kuroko no Basket/Multi Pairing||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz