Odcinek 55

886 113 20
                                    


– Czasem ma wspaniały gest...- nucił cicho pod nosem Aomine, nieznacznie poruszając głową.- Czasem tryśnie spermą w oczy, takie właśnie jest! Seme życie, seme życie...hmhmhm! Tyryry...

Ciemnoskóry rozejrzał się ze znudzeniem wokół, poprawiając na głowie wełnianą czapkę. Właściwie to nie przywykł do nakrywania głowy, szczególnie zimą, ale ponieważ tego dnia na dworze padał śnieg, jego brat Kise praktycznie siłą zmusił go do ubrania czapki. Ostatecznie był to całkiem dobry pomysł i Aomine cieszył się, że śnieg i lodowaty wiatr nie czynią takich szkód, jakie by mogły.

Westchnął cicho, spoglądając na zegarek na lewym nadgarstku. Dziesiąta dwadzieścia – dla niego to godzina nad ranem, kiedy teoretycznie powinien jeszcze wylegiwać się w łóżku, w końcu była niedziela. Mężczyzna ziewnął potężnie, przymykając oczy.

– Zaraz ci coś wleci do tej gęby – usłyszał po swojej prawej stronie znajomy, nieco rozbawiony głos.

Odwrócił głowę w tamtym kierunku, a jego do tej pory spokojne serce fiknęło małego koziołka.

Kagami podszedł do niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie czerwono-czarne jordany, ciemne dżinsy oraz nową, granatową kurtkę z brązowymi dodatkami przy kieszeniach oraz na ramionach. Jak zawsze prezentował się rewelacyjnie, przynajmniej zdaniem Aomine, który odchrząknął teraz cicho, ostrzegając w myślach swoje policzki, że jeśli się teraz zarumienią, nieźle im później przypierdzieli.

– Spóźniłeś się, kretynie – rzucił zaczepnie, odpychając się od ściany budynku, o który do tej pory się opierał.

– Wiem, sorry.- Taiga wzruszył ramionami.

– Gdzie się szwendałeś?- Aomine zmierzył go bacznym spojrzeniem. Kagami odwrócił od niego wzrok, rumieniąc się lekko i drapiąc z zażenowaniem po głowie.

– Nie mogłem znaleźć kluczy do mieszkania – mruknął.

– Mogłeś chociaż zadzwonić, wiesz?- burknął Daiki, ruszając ulicą.

– Mogłem, ale wiedziałem, że jeśli zadzwonię i powiem ci, że szukam kluczy, to zrobisz mi wywód na kolejne pół godziny.- Kagami ruszył za nim, po czym pospiesznie zmienił zdanie, widząc, że Aomine szykuje już ripostę.- Fajnie, że udało ci się ogarnąć te bilety na dzisiejszy mecz! Mam nadzieję, że nasza drużyna zmiażdży tych z Kioto!

Aomine skinął głową, od razu przestawiając się na przyjemniejszą dyskusję.

– Nie było łatwo! Tak żeś się długo obrażał, że wyprzedali już praktycznie wszystkie. No ale ja oczywiście mam swoje kontakty.- Uśmiechnął się zadziornie.

Prawda była taka, że bilety zdobył podstępem. Poprosił o ich załatwienie Sakuraia, mówiąc, że to z nim chce iść na mecz, a wczorajszego wieczora napisał mu, że pochorował się i jest zmuszony zostać w domu, gdzie opiekę nad nim sprawować będzie starszy brat.

Z początku Aomine miał drobne wyrzuty sumienia. W końcu i tak już nieźle wykorzystywał zakochanego w nim nastolatka. Jednak ostatecznie uznał, że nie było to nic przesadnie potwornego – nie zdradzał w ten sposób Sakuraia. Poza tym, dawał mu wystarczająco dużo siebie, to oczywiste, że teraz chciał spędzić trochę czasu z Kagamim.

– Dobra, dobra, nie musisz mi tego wypominać przy każdym naszym spotkaniu – westchnął Taiga, wywracając oczami.- Zabieram cię dzisiaj po meczu na burgery, pamiętasz? Stawiam ci je czwarty raz z rzędu, zresztą... Długo jeszcze będzie trwać ta moja kara?

– Dopóki mi się nie znudzi.- Aomine wzruszył ramionami.

Kagami spojrzał na niego sceptycznie.

Moda na Uke ||Kuroko no Basket/Multi Pairing||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz