Wieczorem już każde możliwe media – nie tylko te regionalne, ale i krajowe, może nawet światowe – trąbią o tym, że administracja miasta Nowy Jork wystosowała oskarżenia wobec Lokiego Laufeysona za wydarzenia z dwa tysiące dwunastego roku. Prokuratura zaś jeszcze tego samego dnia rozpoczęła dogłębne śledztwo w tej sprawie.
Bóg chaosu sprawia wrażenie, jakby w ogóle go to nie zaskoczyło, jakby wręcz spodziewał się takiego obrotu spraw. Jakby po prostu wiedział, że długo wolnością cieszyć się nie będzie i jak to stwierdził Tony – w końcu będzie musiał odpowiedzieć za swoje winy popełnione na niewinnych Midgardczykach. Sprawiedliwości musi stać się za dość, choćby nie wiadomo co.
To tak naprawdę jego brat najmocniej przeżywa całą tę sytuację. Uważa bowiem, że Loki dostatecznie długo siedział w asgardzkich lochach, zdehumanizowany do tego stopnia, że w pewnym momencie stał się cieniem samego siebie. Odpokutował za całą przelaną krew, która zdobi jego chłodne, szczupłe dłonie, tak niepozorne, a tworzące tyle bólu i chaosu. I tak bardzo, jak Thor szanuje Midgardczyków, tak w tym wypadku sądzi, że stawianie Lokiego przed ziemskim sądem i wtrącenie go do ziemskiego więzienia, nie ma najmniejszego sensu. Wystarczyłoby, że bóg chaosu pstryknąłby palcem i nikt nigdy więcej by go nie zobaczył. I nawet niewielkie urządzenie stworzone przez Starka, którego celem jest ograniczenie jego magicznych umiejętności, najprawdopodobniej na nic się nie zda. Loki jest cwany, sprytny, ma srebrny język – jak mawiają Asgardczycy, więc nawet jeśli nie będzie mógł użyć swoich sztuczek, to po prostu wygada się ze swoich grzechów, a później ucieknie. Tego zaś Thor boi się najbardziej. Kolejnej straty. Przez tyle lat – setki lat – walczyli ze sobą, dopiero niedawno pokonując barierę bolesnej przeszłości i jednając się w obliczu zagłady z rąk Heli.
– Pewnie przyjadą z samego rana, żeby cię stąd zabrać – oznajmia Rhodes, zwracając się do Lokiego. Stara się brzmieć spokojnie i pewnie, choć nadal jest lekko zaskoczony faktem, że to stało się tak szybko. – Obstawiam, że każdy funkcjonariusz NYPD ustawia się teraz w kolejce, żeby być przy twoim aresztowaniu.
– Będziesz na wszystkich okładkach w tym kraju, Lodowa Gwiazdo – rzuca Tony, chcąc rozluźnić atmosferę. Wcale nie szkoda mu Lokiego, ba, jego pełen wredności pierwiastek uważa, że mu się należy. Szkoda mu jednak Thora. Gromowładny autentycznie przejmuje się losem brata, nawet jeśli ten jest skończonym dupkiem.
– Czy to pewne? – pyta chłodnym, opanowanym głosem bóg chaosu, wsuwając dłonie w kieszenie czarnych, eleganckich spodni. Razem z Thorem niedawno porzucili swoje asgardzkie zbroje na rzecz ziemskich ubrań.
– Zazwyczaj to tak działa, tutaj, u nas na Ziemi – wyjaśnia Stark, robiąc dwa, trzy kroki w przód. – Najpierw oskarżenie, potem nakaz, na końcu aresztowanie. A znając tych gości, wszystko mają gotowe, odkąd tylko dowiedzieli się, że przylecieliście na Ziemię.
– Anthony Starku, jaki mamy plan? – wtrąca Thor z powagą malującą się na jego bladej niczym marmur twarzy.
– Przydałby mu się jakiś prawnik, nie sądzisz? – proponuje nieśmiało Banner, zaciskając dłonie na szorstkim materiale swojej grafitowej koszuli.
– Po pierwsze: nie sądzę, że jest na świecie taki prawnik, który podejmie się uczciwej obrony największego zbrodniarza w historii Ameryki od czasów, nie wiem, bin Ladena – stwierdza rzeczowo Tony. Gromowładny łączy wskazujące palce, kierując na nie swój wzrok. Loki słucha z uwagą, usilnie udając, że cała ta sytuacja wcale go nie dotyczy. Sprawia wrażenie, jakby stał obok, za szklaną taflą i tylko przyglądał się temu, co się dzieje dookoła. – Po drugie: nie mam pojęcia, czy jakikolwiek adwokat będzie w stanie ci pomóc, Rogasiu. Przykro mi.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanfictionKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...