– Przyniosłem ci herbatę. – Tony pojawia się na niewielkim pomoście, wychodzącym na kilka metrów w głąb rzeki. Otacza ich chłodna, niewzruszona tafla wody, w której odbijają się ciepłe promienie słońca, oświetlając przy okazji ich twarze. Kwiecień w całej okazałości. – Z sokiem z aronii. Sam robiłem.
– Jesteś pewien, że się tym nie otruję? – kwituje Adeline ze śmiechem, zabierając od niego kubek z gorącym napojem. – Dziękuję – dodaje zaraz potem, unosząc na niego spojrzenie. – Morgan śpi?
Pierwsze dziecko Tony'ego i Pepper jest sylwestrowo-noworoczną niespodzianką. Najpiękniejszą, jaką owa dwójka może kiedykolwiek otrzymać. Jeszcze tej samej nocy w szpitalu, wokół łóżka uradowanej Potts, przewija się absolutnie każdy, kto rodziną Starka może się nazywać. Łzom i gratulacjom nie ma końca. A Ada nigdy wcześniej nie widziała Tony'ego tak szczęśliwego, tak spełnionego, jak wtedy, gdy po raz pierwszy trzyma małą Morgan Howard Stark w ramionach. Filigranowa dziewczynka o ciemnych włosach i równie ciemnych oczach skrada serce nie tylko jej rodziców, ale i wszystkich, którzy tej nocy mają zaszczyt ją poznać. Małe światełko w tunelu, rozbłysk nadziei na ich granatowym, zimowym niebie. Prywatna gwiazda polarna, gwiazda, jaka staje się oczkiem w ich głowie.
– Tak – przytakuje natychmiast Stark. – Śpi jak zabita, tyle że jest żywa. Sprawdziłem to chyba z trzy tysiące razy, spokojnie – ciągnie rozbawiony, siadając na leżaku, tuż obok prawniczki. – Daj mi trochę tego kocyka, a nie zabrałaś cały dla siebie, ty ruda żmijo.
– Swoją grzeczną naturę zdecydowanie zawdzięcza Pep – stwierdza van Doren z chichotem, przesuwając fragment ciepłego materiału w stronę mężczyzny. Choć od jego powrotu z Tytana minęły długie miesiące, to Tony nadal zbiera własne zdrowie w całość. Nie jest w stanie się tak łatwo odbudować po tym, co się wydarzyło, i fizycznie, i psychicznie.
– Dzięki Bogu! – wykrzykuje Stark. – Wyobrażasz sobie, co by to było, gdyby było odwrotnie?
Ada upija parę łyków herbaty, czując, jak przyjemne ciepło rozlewa się po jej przełyku, a później żołądku. Odstawia kubek obok niewielkiego urządzenia, przypominającego mały głośnik. Elektroniczna niania, a raczej elektroniczna Friday, która w każdej sekundzie czuwa nad życiem i zdrowiem małej Morgan. Także po to, aby Tony mógł spokojnie napić się herbaty z ciocią Adeline, a Potts mogła załatwić swoje sprawy, tym razem odbyć rutynową wizytę u okulisty.
– Powiem ci tak: nie mielibyście zbyt lekko w takim rozrachunku.
Tony uśmiecha się. Szeroko, szczerze, z autentyczną radością. Uśmiecha się tak, jak już dawno się nie uśmiechał. Może nawet tak, jak nie uśmiechał się nigdy. Morgan w istocie jest jego światłem przewodnim. Co cieszy Adę, bo widzieć Tony'ego szczęśliwego – choć nadal dręczonego przez wyrzuty sumienia – jest naprawdę dobrze. Stark nareszcie dostał to, czego tak rozpaczliwie poszukiwał przez całe życie. Rodzinę. Nawet jeśli usilnie zapierał się, że wcale tak nie jest, czasami zarzucając też Adeline, że zbyt szybko wyszła za mąż. Że straciła najlepsze lata swojej młodości. W takich momentach van Doren uśmiechała się tylko. A teraz... a teraz Tony znalazł swoją rodzinę – poza tą zbudowaną z wesołej gromadki Avengers – podczas gdy role zdecydowanie się odwróciły. To Stark się ustatkował, ożenił się i założył rodzinę, a Ada jest sama, odrobinę rozchwiana między tym, czym powinna być, a tym, czym chciałaby być. I ostatnio trochę też zbyt niepoważna, trochę zbyt beztroska, jakby na siłę, stając się Tonym Starkiem sprzed lat w nieco ugrzecznionej, rudowłosej wersji.
– Nieskromnie powiem, że ten sok naprawdę wyszedł mi zajebiście dobrze – rzuca pod nosem Stark, siorbiąc herbatę. – Pij, pij, nie umrzesz. Ja nie umarłem, to ty tym bardziej.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanficKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...