1. BEGIN THE END

617 95 50
                                    

Tony Stark zdecydowanie nie spodziewał się całego tego rollercoastera emocji i wydarzeń, którym jeździł przez ostatnie pół roku bez zapiętych pasów.

Najpierw pojawienie się prawie całego Asgardu, z Thorem i jego szalonym bratem na czele. Tony nie mógł wyjść z podziwu dla bezczelności Lokiego – pojawił się na wycieraczce człowieka, którego chciał zabić, w mieście, które sterroryzował – ale oczywiście, że musiał im pomóc. Kim by był, gdyby tego nie zrobił? A dobry uczynek wrócił z finansową nawiązką, bo akcje Stark Estate, odkąd zamieszkali tam Asgardczycy, wzrosły o prawie osiemdziesiąt procent. Jakby obecnie panującym w Nowym Jorku trendem było posiadanie sąsiada z całkowicie innej planety. No i fakt, a raczej ogromne szczęście, że odnaleźli i przywieźli ze sobą także jego brata nerda, Bruce'a, bo po Sokovii naprawdę zastanawiał się, jak daleko Hulk postanowił zwiać, byle tylko nie dać się omotać przez kołysankę Nataszy. Najbardziej męczyła go jednak ta niepewność: czy dane mu będzie go jeszcze kiedykolwiek zobaczyć?

Następnie przyszedł czas na proces, moje drogie dzieci. Cholera, tak bardzo przez wszystkich spodziewany, a wciąż wywołujący ogromne zaskoczenie. Całe szczęście, że istnieje ktoś taki, jak Adeline van Doren; kobieta świetnie poradziła sobie zarówno z linią obrony, jak i samym Lokim. Cóż, Tony mógłby nawet dodać, że ona i nordyckie bóstwo ogromnie się do siebie przez ten czas zbliżyli, ale nieoczekiwana rezygnacja, bez podania jakiejkolwiek przyczyny, mówi coś całkiem przeciwnego. Nie pytał jej, dlaczego podjęła taką decyzję, bo zna Adę na tyle dobrze, aby wiedzieć, że jej zawodowe wybory zawsze są doskonale przemyślane. Oczywiście poza sprawą Santiago. A sam fakt, że najprawdopodobniej uratowała boga chaosu przed karą śmierci – wyrok ma pojawić się najpóźniej za dwa tygodnie – w zupełności mu wystarcza.

No i koszmary, koszmary, które według Harper i Strange'a nie są tylko złymi snami. To wizje, cholernie męczące; rozdzierają go na kawałki i nie pozwalają mu odpocząć choćby na chwilę, nawet jeśli przyzwyczaił się już do swojego nowego, nietypowego daru. Nie mógłby się jednak nazywać Anthonym Edwardem Starkiem, geniuszem, playboyem i tak dalej, i tak dalej, gdyby nie zbagatelizował wszystkiego w zarodku. Cóż, przekonanie, że jest w jakiś sposób obciążony całym pakietem spierdolenia emocjonalnego – dzięki, Howard! – sprawiły, że przez moment prawie uwierzył w to, że najzwyczajniej w świecie oszalał. I gdyby nie Josie – imię to boleśnie wbija się w jego serce, pozostawiając na nim ogromne, niezabliźniające się rany – być może naprawdę by oszalał. Bardzo wiele jej zawdzięcza, a jeszcze bardziej za nią tęskni. Pogodzenie się z jej odejściem było porównywalnie trudne do pożegnania się z martwym ciałem Marii Stark, które pozwolono mu zobaczyć na dosłownie parę minut, zanim ją skremowano. Ale wreszcie mu się to udało, choć pustka, jaką pozostawiła po sobie Harper, jest miażdżąca.

Czasami czuje się jak cholerna wojna. Walczy w nim tyle różnych uczuć, tyle sprzecznych myśli, często nawet niezwiązanych ze sobą. Dzieje się w nim naprawdę mnóstwo; kiedyś porządkowała to Josie, teraz ona sama tworzy chaos w jego głowie. Czasami myśli też, że jeśli został na tę cholerną noc, to powinien zostać i na całe życie. Rzeczywistość często jednak okazuje się silniejsza od marzeń i pragnień.

– Tony, skarbie, nie widziałeś gdzieś mojej białej koszuli? – pyta Pepper miękkim głosem, wyrywając go z ogólnego zamyślenia.

– Kochanie, pół twojej garderoby to białe koszule – odpiera on, wzdychając tylko.

Potts, z ciemnoczerwonym żakietem zawieszonym na przedramieniu, stoi w progu ich wspólnej sypialni. Najprawdopodobniej szykuje się do pierwszego poważnego spotkania z zarządem firmy po powrocie do Nowego Jorku albo jakiegoś jednodniowego wyjazdu do miasta, zapewne na drugim końcu kraju, gdzie będzie słodko opowiadać o firmie, o jej zasługach i osiągnięciach, z zamiarem wynegocjowania jak najkorzystniejszego kontraktu. Kobieta waha się przez chwilę – ma mnóstwo spraw do ogarnięcia i teoretycznie powinna zaraz wychodzić – ale widząc nieco nieobecny wyraz twarzy Tony'ego, postanawia odrobinę odpuścić. Z cichym trzaśnięciem zamyka za sobą drzwi, a ubranie rzuca na brzeg fotela. Podchodzi do mężczyzny siedzącego na skraju łóżka, układając mu dłonie na barkach, po czym zostawia na jego czole ślad po czułym pocałunku.

mercy ∆ avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz