– Pod koniec przyszłego tygodnia zabiorą Laufeysona do tymczasowego aresztu, a później przewiozą go do specjalnie przygotowanej celi na Rikers Island.
Z głową opartą o zagłówek kanapy w biurze prokuratora generalnego, Adeline wyciąga zmęczone nogi przed siebie. Dłonie ma ukryte w kieszeniach karmelowego płaszcza, którego nawet z siebie nie zdjęła, w nadziei, że nie będzie musiała tutaj zbyt długo siedzieć. Chciałaby wreszcie zostawić cały ten cyrk z nordyckim bóstwem daleko za sobą.
– Naprawdę nie mogłeś ściągnąć Wellera? – Wzdycha tylko.
Richard, opierając się biodrami o brzeg dębowego biurka, krzyżuje ręce na piersi.
– Nie, bo formalnie nadal ty jesteś prawnikiem Lokiego – tłumaczy spokojnie. – Naprawdę nie mogę uwierzyć, że wciągnęłaś w to biednego Wellera...
– Zawsze był najlepszy na roku – odpiera błyskawicznie rudowłosa, wzruszając nieznacznie ramionami. – Nie było egzaminu, którego nie zdałby na piątkę. Sam przecież o tym wiesz. Stark będzie z niego zadowolony.
Tak, Van Doren doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Miał bowiem przyjemność uczyć Wellera, gdy sam zajmował się pracą doktorską na Uniwersytecie Columbia. Prowadził wtedy zajęcia wśród studentów trzeciego roku przez semestr, może dwa. I Richard naprawdę wychwalał go ponad wszystkich, upatrując w nim przyszłą gwiazdę prawniczego świata. Niestety sam Weller wybrał karierę daleką od światła jupiterów. Jak widać, do czasu propozycji złożonej mu przez Adę czy tam Starka. Prokurator nie zna szczegółów i szczerze mówiąc, mało go to obchodzi. Teraz jedyne, co go dręczy, to widmo użerania się z Lokim w trakcie apelacji.
Mniej-więcej w tym samym czasie poznał również Adeline. A później jakoś tak się stało, że oboje zakochali się w sobie na tyle, że nie widzieli świata poza sobą. Reszta poszła już szybko – Richard myśli czasami, że nawet za szybko, bo choć parą byli przez dobre jedenaście lat, to wszystko stało się tak błyskawicznie – zaręczyny, wesele, rozwód – jakby ktoś naprawdę majstrował przy czasie. Nie wie nawet, w którym momencie Ada przepłynęła mu przez palce, a on sam obudził się w pustym łóżku, po drugiej stronie miasta, bez jej cichego śpiewu dobiegającego z kuchni, gdy w niedzielne poranki szykowała dla nich śniadanie.
– Jak będziesz rozmawiać z Tonym, powiedz mu, żeby przekazał tę informację Lokiemu.
– Rozmawiam z nim tak często, jak ty ze swoim spowiednikiem – stwierdza rudowłosa.
– Nie mam swojego spowiednika – odpowiada zbity z tropu mężczyzna.
– No właśnie – rzuca ona. – Sam do niego zadzwoń, kiedyś przecież byliście takimi dobrymi kumplami. Ja swoją robotę wykonałam i chcę mieć święty spokój od tej sprawy.
Szczerze mówiąc, Richard nie do końca rozumie, skąd ta nagła zmiana w podejściu Adeline do całego procesu Laufeysona. Jeszcze przed kilkoma tygodniami była gotowa bronić Lokiego i głoszonych na sali sądowej racji własną piersią, a teraz wydaje się namacalnie nienawidzić całego tego zamieszania, a w szczególności nordyckiego bóstwa. Co w sumie cieszy prokuratora, bo od samego początku martwił się o to, że bóg chaosu może zrobić jej jakąś krzywdę. Skoro zabił tyle ludzi, jedna osoba w tę czy drugą stronę nie zrobiłaby mu przecież różnicy, prawda?
– Loki cię już nie obchodzi?
Ciche westchnienie wydobywa się z piersi prawniczki.
– Kiedyś się nim przejmowałam, ale sprawy się zmieniły.*
– Czyżbyś porzuciła Depeche Mode na rzecz Boba Dylana? – Po ustach mężczyzny przebiega cień uśmiechu.
– Rozwód z Davem Gahanem? W życiu – ripostuje nieco pasywno-agresywnym tonem. – Skoro to wszystko, jeśli chodzi o sprawy zawodowe, to będę się zbierać.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanfictionKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...