7. HOW DID WE GET SO DARK?

355 49 56
                                    

Ciepłe, czerwcowe powietrze wciąż pachnie wspomnieniami o tych, którzy odeszli.

Czasami Adzie wydaje się, że cały ten chaos nigdy nie miał miejsca. Że Thanos nigdy nie pstryknął tymi cholernymi paluchami, tam, w Wakandzie. Że Josephine, Loki, Valerie i wielu innych, których tamtego dnia stracili, wciąż są pośród nich. I gdy jedzie samochodem, słuchając grającego radia, wszystko wygląda tak, jakby absolutnie nic nie uległo zmianie. Ale wystarczy zatrzymać się na moment, trochę bliżej przyjrzeć się twarzom zabieganych Nowojorczyków, żeby zobaczyć, że rany zadane ludzkości nadal są świeże i nie zapowiada się na to, aby miały się w najbliższym czasie zabliźnić.

Ona sama również nie potrafi ruszyć do przodu. Przynajmniej nie teraz. Nie umie zostawić przeszłości za sobą, pogodzić się ze stratami, jakich doświadczyła, jakich doświadczyli oni wszyscy. Może dlatego nadal jeździ do siedziby Avengers, licząc na to, że kiedy wejdzie do środka, usłyszy w końcu, że im się udało. Że odkryli sposób na odzyskanie Kamieni i przywrócenie tych, którzy odeszli. Ale niestety za każdym razem widzi wyłącznie smutne, pełne żalu i cierpienia spojrzenia Rogersa, Nataszy czy Rhodeya.

Chwilami ma wrażenie, że traci nadzieję. Dokładnie tak, jak stracił ją Tony.

Przez lekko uchylone okno wyrzuca niedopałek papierosa, mocniej zaciskając drugą dłoń na kierownicy samochodu. Wewnątrz słychać ciche buczenie silnika, które irytuje ją na tyle, że w końcu włącza radio. Z głośników zaczynają płynąć pierwsze dźwięki Wouldn't It Be Nice. Podkręca nieznacznie głośność, także ze względu na sympatię do piosenki The Beach Boys, po czym wciska pedał gazu. Odkąd Thanos wymazał połowę wszechświata, ulice stały się mniej zatłoczone. Sklepy czy restauracje tak samo. W gruncie rzeczy całe miasto może wreszcie odetchnąć pełną piersią. Stało się bowiem większe, przestronniejsze, mniej chaotyczne, a bardziej zorganizowane. Kwestią czasu jest też naprawa naturalnego środowiska, nie tylko tutaj, ale i na całym świecie. Wszystko cudownie, ale kurwa, nie za taką cenę.

I wtedy uderza w nią coś ciężkiego, bolesnego. Cios wyprowadzony jest prosto i mocno. A intencja jest wręcz banalna. Jej narodzone w Wakandzie prywatne demony znów dają o sobie znać. Van Doren jednak walczy z całych sił. Z trudem próbuje się uspokoić, śpiewając wraz z wokalistą kolejne wersy piosenki, ale w pewnym momencie zamiera. Czuje, że przegrywa, czuje, że traci kontrolę. Znów. Głos grzęźnie w jej gardle, jakby ktoś mocno ścisnął jej szyję. Łzy zaczynają płynąć po policzkach, a nabranie oddechu graniczy z cudem. Mocno zaciska dłonie na kierownicy, trochę tak, jakby szła na dno, a to było jej koło ratunkowe. Ma przerażające wrażenie, jakby jej serce zaraz miało wydać z siebie ostatnie tchnienie, gdy woda finalnie zaleje płuca. Resztkami sił zmusza auto do zjazdu na pobocze.

Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.

Kiedy atak paniki, kolejny w tym tygodniu, wreszcie mija, Adeline nie od razu wraca na drogę. Jest zmęczona, fizycznie, psychicznie, dlatego zwyczajnie wysiada z auta, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i przy okazji zapalić papierosa. Drżącymi dłońmi podpala tytoń, pozwalając, aby gryzący dym wypełnił jej płuca. Godzinę i prawie pół paczki Marlboro później siedzi z powrotem w samochodzie. Ale nie jedzie już prosto do mieszkania. Rozpaczliwie stara się w jakikolwiek sposób odciągnąć myśli od traumy, jaką ukoronował ją świat po walce z Thanosem. Nawet jeśli miałoby to być głupie jeżdżenie bez celu po Manhattanie.

Przed powrotem do prawie pustego domu – Betty spędza noc u Neda, a Matt zapewne na swoich diabelskich patrolach – postanawia jeszcze gdzieś wpaść na ciepłą czekoladę. Najlepiej prosto do Sebastiana, ale w drodze przypomina sobie, że mężczyzna jakiś czas temu ograniczył funkcjonowanie kawiarni do weekendów, ze względu na brak większego utargu w dni robocze. Finalnie więc zawraca przy najbliższej okazji i wrzuca trzeci bieg, jadąc z powrotem na Manhattan, tym razem na szybkiego drinka. Oczywiście bezalkoholowego. A może i z tymi nieszczęsnymi procentami? Tak na rozluźnienie spiętych mięśni. Parkuje więc naprzeciw jednego z barów przy samym wjeździe na Upper East Side, zabierając ze sobą wyłącznie portfel i paczkę papierosów. Przebiega na drugą stronę ulicy, poprawiając letni szalik zawinięty wokół jej szyi. Sińce po spotkaniu z Wielkim Tytanem może i zbladły dawno temu, ale złe wspomnienia wciąż pozostały.

mercy ∆ avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz