Po wielu dniach spędzonych wyłącznie na pracy, bez żadnego większego kontaktu ze światem zewnętrznym, wreszcie udaje im się stworzyć konkretny i sensowny plan. Ich początkowy skład powiększa się o kilka osób, w tym Bartona i Thora. Towarzyszy im również ta niebieska kobieta, Nebula, z którą Ada dotychczas nie wymieniła ani jednego słowa. Praktycznie bez przerwy siedzą w prowizorycznym centrum dowodzenia, w salonie na piętrze, zarzucając się pomysłami, ideami, nowymi informacjami, dopóki Natasza finalnie nie łączy ich potłuczonych myśli w całość. Niezastąpiona, wspaniała Natasza. Tym sposobem część ich roboty zostaje wykonana, a plan niecierpliwie czeka na realizację.
Van Doren zmęczonym wzrokiem wodzi po hologramach wyświetlonych tuż nad stołem, zawalonym naukowymi książkami i ich własnymi notatkami. Przedstawiają różne lokacje Kamieni Nieskończoności. Kamienie Duszy i Mocy znajdują się w dwa tysiące czternastym roku, gdzieś w kosmosie, Kamień Rzeczywistości jest w Asgardzie, rok wcześniej, a Kamienie Przestrzeni, Umysłu i Czasu ulokowane są w dwa tysiące dwunastym roku, w czasie ataku Lokiego i Chitauri na Nowy Jork. Ich zadaniem jest więc dotrzeć do tych poszczególnych miejsc, a następnie zabrać Kamienie ze sobą do siedziby, prosto do dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku. Następnie któreś z nich założy rękawicę i pstryknie, odwracając cały porządek, jaki stworzył im Thanos, choć nikt go o to przecież nie prosił.
– W porządku. Mamy plan – oświadcza rzeczowo Steve. Stoi przed resztą ekipy, która tego ranka w komplecie zgromadziła się w ich roboczym centrum dowodzenia. – Sześć Kamieni. Trzy drużyny. Jedna szansa.
Podział jest jasny dla każdego, chociaż na początku Stark upiera się, żeby nie pozwalać Adzie na ten skok w czasie. Prosi ją, żeby na nich poczekała, że zobaczą się dosłownie za minutę, ale van Doren obstawia przy swoim. Chce wyruszyć z nimi. I Tony naprawdę jest gotów podać jej nawet jakiś proszek nasenny, byle tylko kobieta została w siedzibie, cała i zdrowa. Bo gdziekolwiek trafią, nie jest pewien, czy uda mu się ją ochronić. Może ponieść klęskę, tak jak poniósł ją w przypadku Josie. A tego nie chce powtórzyć, za żadne skarby.
Adeline jednak nie daje za wygraną i w końcu, po długiej i zawziętej dyskusji, dostaje od Starka własny skafander kwantowy, zaprojektowany tak, aby chronić ją w razie jakiegokolwiek ataku. Mężczyzna stawia wokół niej pancerz, w nadziei, że dzięki temu kobieta wróci tutaj w jednym kawałku. Chętnie przydzieliłby ją do drużyny Nat i Clinta – który notabene nadal zdziwiony jest udziałem prawniczki w całej tej sytuacji – albo chociaż Rhodeya i Nebuli, byle trzymać ją z dala od Lokiego. Ale ona sama wychodzi z inicjatywą, aby dołączyć do drużyny Thora i Rocketa. I zanim Tony jest w stanie zareagować, Gromowładny obejmuje ją ciężkim ramieniem, przyciągając do siebie i oświadcza, że to będzie przyjemność, udać się do Asgardu właśnie z nią.
– Uważaj na siebie, okej? – mruczy Stark w stronę van Doren, gdy stoją na szklanej powłoce urządzenia kwantowego, gotowi do drogi. – Bo inaczej Everett mnie zabije.
Prawniczka posyła mu szerszy uśmiech, odrobinę niepewny, ale niezwykle ciepły.
– Wszystko będzie dobrze, Tony – odpowiada, wyciągając dłoń w jego kierunku. Ściska jego rękę, jakby chciała dodać otuchy: jemu, sobie, nieważne. – Nie dam się zabić.
Cofa rękę w tym samym momencie, w którym Romanoff uśmiecha się z ekscytacją, oznajmiając wszem wobec:
– W takim razie widzimy się za minutę.
Wszyscy jak na komendę zakładają specjalne hełmy, które Stark zamontował w ich skafandrach. Chwilę później portal się otwiera. Adeline czuje nieprzyjemne szarpnięcie, gdzieś w okolicy pępka, które o mało nie przyprawia ją o mdłości. Zaciska mocno powieki, starając się uspokoić zarówno podchodzący jej do gardła żołądek, jak i kołaczące w piersi serce. Całe jej ciało drży, kończyny zaś wydają się odległe od niej o dziesiątki mil, jakby wcale do niej nie należały. I choć usilnie stara się nad nimi zapanować, to prąd, jaki ją niesie, wcale jej tego nie ułatwia. Kobiecie kręci się w głowie przez długie sekundy, po czym wszystko nagle się zatrzymuje. Van Doren słyszy zaledwie własny, przyspieszony oddech, ledwo trzymając się na nogach. Zaraz potem uświadamia sobie, że ta okropna podróż, niczym na rollercoasterze, finalnie dobiegła końca. Przynajmniej na ten moment.

CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanficKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...