– Tak, ja też niezbyt przepadam za procesem rozmnażania się grzybów, ale skoro mamy iść twoim szkolnym trybem, to nie mamy większego wyjścia – rzuca Stephen pod nosem, pochylając się nad przygotowanymi wieczór wcześniej pomocami naukowymi. Czerwcowe słońce przyjemnie grzeje go w plecy, a wiatr bawi się jasnym kosmykiem, jaki wypadł z jego idealnie ułożonej fryzury. – Ale jak chcesz, możemy sobie zrobić krótką przerwę. Coś zjemy i wrócimy do tego.
– Nie, jest w porządku – odpowiada Peter zamyślonym głosem, wsuwając sobie ołówek za ucho. – Chyba powoli zaczynam to ogarniać. Czyli diplofaza jest... – Urywa na moment, spoglądając w sporządzone przez siebie notatki, po czym z werwą odwraca się stronę czarodzieja. Pod oczami nastolatka można dostrzec nieznaczne cienie. – ...jest fazą w cyklu rozwojowym pomiędzy zapłodnieniem a początkiem mejozy, tak?
Stephen unosi kciuk, uśmiechając się do niego z aprobatą.
– Prześledź sobie ten wykres jeszcze raz – wskazuje palcem na jedną z luźno ułożonych na ogrodowym stole kartek – a ja skoczę po coś do picia. Później zrobimy parę zadań, może łatwiej będzie ci to zapamiętać.
Na całe szczęście Parker okazuje się naprawdę pojętnym uczniem. Nie ma większych problemów z przyswojeniem ważnych informacji podczas ich porannych lekcji na tarasie, przy ciastkach i herbacie, jakie zawsze przynosi im Harper. Okej, czasami trzeba mu coś wytłumaczyć drugi raz, żeby pojął istotę tematu, ale takie momenty należą do rzadkości. Peter jest ciekawy, bardzo ciekawy i równie pracowity. Dlatego Stephen musi przyznać, że to nawet pewnego rodzaju przyjemność, uczenie tego nastolatka. W jakiś dziwny i pokręcony sposób zaczyna go lubić, jego poczucie humoru i chęć odkrywania świata. I odwagę, dużo odwagi, całą jej masę. Szkoda tylko, że Peter musiał tyle przejść w całym swoim krótkim życiu; szkoda też, że musiał tutaj trafić. Nigdy przecież na to nie zasługiwał.
Strange podnosi się z drewnianego krzesła, poklepując nastolatka po ramieniu. Parker przenosi na niego nieco zmrużone spojrzenie – słońce tego dnia daje im do wiwatu – uśmiechając się lekko, z wdzięcznością i szacunkiem. Czarodziej żwawo rusza w stronę wejścia, kierując się wąską, wydeptaną przez nich ścieżką. Wsuwa dłonie do kieszeni lnianych spodni, unosząc wzrok na taras, ciągnący się przez praktycznie całą długość pierwszego piętra budynku nowej siedziby Avengers. Dostrzega tam Josie, która przygląda im się zza ogromnych okularów przeciwsłonecznych, pijąc truskawkową lemoniadę przez bambusową słomkę.
Dobrych wieści o Kamieniach i sensownego planu ucieczki nadal brakuje, dlatego terapeutka, zmęczona i trochę rozczarowana, wychodzi zaczerpnąć świeżego powietrza. Opierając się o szklany balkon, oprawiony w chromowe wykończenia, obejmuje wzrokiem całą okolicę. Wysokie, zielone drzewa, mieniące się w porannym słońcu. Leniwie płynąca imitacja rzeki Hudson. Błękitne, praktycznie bezchmurne niebo. Cisza i spokój. I Peter oraz Stephen, którzy w oddali siedzą przy drewnianym stole i uczą się – Josie patrzy na zegarek – biologii. Zgodnie ze Strange'em doszła do wniosku, że sprawdzi się on w tej kwestii o wiele lepiej, niż ona sama. Zostawiła mu więc większość przedmiotów ścisłych, a ona zabrała te humanistyczne. Fizykę oddali Lokiemu, który niechętnie, ale finalnie, zgodził się uczyć nastolatka, zastrzegając, że robi to wyłącznie z dobrej woli, a nie z sympatii do chłopaka. Naukę mają więc w planach przynajmniej do końca czerwca, przedłużając trochę rok szkolny w przeciętniej amerykańskiej szkole średniej. Potem wszyscy będą mieć przerwę wakacyjną, czyli zdecydowanie więcej czasu na siedzenie w warsztacie Tony'ego i pracowanie nad planem wydostania się z tego okropnego miejsca.
Dziwny chłód bez żadnego zaproszenia nagle otula jej ciało. Dookoła niej unosi się szmaragdowa, trochę rozrzedzona i słaba, pozbawiona blasku mgła. Harper, z duszą na ramieniu, odwraca się przez ramię, obawiając się najgorszego. O mało nie przeżywa zawału – każde z nich, mimowolnie, wciąż jest w trybie czuwania i nadal nie ufa światu, do którego trafili – ale na szczęście okazuje się, że to tylko Loki.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanfictionKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...