4. YOU FOUND ME

291 30 6
                                    

– Hej, Jo, widziałaś gdzieś mój zegarek? – Nieco zaspany głos Stephena musi pokonać całą drogę z sypialni do kuchni, zanim dobiega uszu Harper, zastając ją w trakcie krzątania się po niewielkim pomieszczeniu, zalanym blaskiem majowego słońca.

– Wydaje mi się, że zostawiłeś go w łazience – odpowiada kobieta po chwili namysłu, stawiając na drewnianym stoliku sporych rozmiarów dzbanek z kawą oraz świeżo upieczone tosty. – Betty, pospiesz się, śniadanie czeka! Billy, ty też!

– Już idę! – rzuca natychmiast młodsza Harper.

Łzom przy pierwszym spotkaniu z Betty nie ma końca. Josephine i Elizabeth po prostu rzucają się sobie w ramiona, szlochając cicho, nie tylko ze szczęścia, ale i z powodu wreszcie skończonej tęsknoty. Przez długi czas nie mogą uwierzyć, że to rzeczywiście się dzieje, że znów są razem. I dlatego też Betty na parę dni porzuca studenckie mieszkanie, wprowadzając się z powrotem do starego pokoju. Rozpaczliwie pragnie spędzić jak najwięcej czasu z ukochaną siostrą, dlatego opuszcza kilka mniej ważnych wykładów, żeby móc posiedzieć z Josie i sączyć w milczeniu gorącą kawę.

Aromatyczny zapach przygotowanego przez Josephine śniadania niesie się po całym jej starym domu, do którego – dzięki uprzejmości poprzednich lokatorów, którzy akurat opuścili kamienicę – mogła się z powrotem wprowadzić. Kobieta wyciąga z lodówki mleko, wciskając karton na wolne miejsce pomiędzy dzbankiem z sokiem pomarańczowym a miską z ugotowanymi na twardo jajkami.

– Dzień dobry, Billy – mówi ciepłym głosem Harper, kiedy zauważa, jak jej pięcioletni syn wchodzi do kuchni.

Błękitne spojrzenie ciemnowłosego chłopca spotyka się z tym należącym do Josie. Kobieta uśmiecha się do niego z czułością, po czym głaszcze go po głowie, lekko mierzwiąc jego kruczoczarne włosy. Nawet jeśli w jego żyłach płynie krew Starka, to Harper nie potrafi patrzeć na niego przez pryzmat złamanego serca i straconych nadziei; to najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek mogła od Tony'ego otrzymać. Nie pieniądze, nie zbroja, a właśnie ta mała istotka, poza którą Josie nie widzi świata.

– Komu wystygnie, temu wystygnie. – Do środka niczym huragan wpada Betty, nadal ubrana w piżamę z wizerunkiem lamy i puchaty szlafrok. – Cześć, Billy – dodaje wesoło, podchodząc do chłopca i lekko klepiąc go w plecy. Gdy tylko poznała chłopca, absolutnie się w nim zakochała.

Można więc powiedzieć, że praktycznie wszystko nareszcie się ułożyło, a Josephine naprawdę nie może czuć się szczęśliwsza, niż jest w obecnej chwili. Cała i zdrowa, z ukochanym mężczyzną u boku, świetnymi relacjami z Betty i synem, który rozjaśnia każdy jej dzień niczym prywatne słońce. Sen z powiek spędza jej wyłącznie śmierć Tony'ego, dręcząca i bolesna, co wcale nie umyka uwadze Strange'a. Josie za wszelką cenę stara się jednak ukryć ciężar żałoby, jaka spadła na jej barki, maskując to standardowym uśmiechem. Terapeutka momentami czuje się jak potłuczone szkło, ale nikomu nie pozwala na to, aby zranił się jego ostrymi brzegami. Udaje, że śmierć Starka tak bardzo nią nie wstrząsnęła, choć nikt wcale od niej tego nie wymaga. Może poza nią samą.

Przenosi wzrok w kierunku korytarza, ale wciąż nie dostrzega zbliżającego się Stephena. Na krótkie sekundy kobieta zaczyna się zastanawiać co on, do licha, robi w tej sypialni. Energicznym krokiem rusza więc do pokoju, gdzie zastaje mężczyznę siedzącego na brzegu materaca, z twarzą ukrytą w drżących dłoniach. Poszukiwany wcześniej zegarek leży tuż obok niego.

– Hej, co się dzieje? – szepcze ona, klęknąwszy przy nim na jednym kolanie. Ostrożnie wyciąga w jego kierunku rękę i odsłania jego twarz. Chce spojrzeć mu w oczy, posłać pocieszający uśmiech i dowiedzieć się, co jest powodem takiego stanu rzeczy. Josephine przecież zrobi absolutnie wszystko, by przychylić Strange'owi nieba, bo w jej mniemaniu zasługuje on na to, jak nikt inny. Poza tym, czego nie robi się dla ludzi, których się kocha.

mercy ∆ avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz