Tony Stark zdecydowanie nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń.
A raczej nie spodziewałby się, gdyby wciąż żył.
Gdy po raz pierwszy projektuje zbroję Iron Mana – Mark I – w afgańskiej jaskini, nawet do głowy nie przychodzi mu myśl, że jego życie skończy się za niecałe dwie dekady i to w tak spektakularny sposób: podczas ratowania całego świata przed zagładą z rąk Thanosa. W tamtej chwili, schwytany i więziony przez grupę terrorystyczną Dziesięć Pierścieni, niczego więcej nie pragnie, aniżeli wydostać się stamtąd i ocalić siebie oraz swojego współwięźnia, Ho Yinsena. Jest mu to winien, bo to przecież on ratuje jego serce od bolesnej śmierci, jaką niewątpliwie byłby moment, w którym odłamki granatu zaatakowałyby mięsień i skutecznie wyeliminowałyby mężczyznę z gry. A elektromagnes, który nosi w piersi, pozostaje z nim na długo, stanowiąc jego drugie serce, przypomnienie o przeszłości, o tym, że przeżył i nie powinien zmarnować tej szansy.
Zaraz po powrocie do Stanów, na jego własne życzenie Stark Industries przestaje produkować broń, choć Tony wie, że nigdy nie pozbędzie się z rąk swoich – oraz swojego ojca, Howarda – krwi przelanej w wielu konfliktach zbrojnych, często należącej do niewinnych ludzi. Wierzy jednak, że mimo druzgocącej i niewybaczalnej przeszłości firmy, może zacząć robić coś dobrego. Coś słusznego. I chociaż nie zawsze mu to wychodzi, jego droga bowiem nie jest usłana różami, a bardziej ich cierniami, to finalnie i tak staje się kimś na kształt... obrońcy Ziemi. Jednym z Avengers. Bohaterem w żelaznej zbroi.
Zbroi, która choć przez lata przechodzi wiele modyfikacji, to w ostateczności i tak nie ratuje swojego mistrza przed męczeńską śmiercią.
Tony w tej przeklętej jaskini, ciemnej, chłodnej, ponurej, nigdy nie pomyślałby, że jego życie będzie tak wyglądać. Że zanim odejdzie, uda mu się zmierzyć z nordyckim bogiem kłamstw, który będzie pragnął zawładnąć Ziemią; że przyjdzie mu walczyć ze swoim projektem, Ultronem we własnej osobie, a raczej powłoce. I finalnie, że będzie świadkiem tego, jak jego wbrew pozorom malutki świat rozpływa się w jego brudnych, posiniaczonych dłoniach. Ale że między tym wszystkim uda mu się zaznać odrobiny szczęścia, radości i – co najważniejsze – miłości. Że założy rodzinę, doczeka się ukochanej córki, żyjąc z nadzieją na pogodną, spokojną starość. W Afganistanie nie łudzi się zbytnio, że wyjdzie z tego żywy. Ale tak się właśnie dzieje.
Ratuje samego siebie, dając sobie kolejnych piętnaście lat życia. Pięknych czy bolesnych, nieważne, bo każde doświadczenie czegoś nas uczy, a cóż, przez te niecałe dwie dekady Stark uczy się bardzo wielu rzeczy.
I może dlatego umieranie przychodzi mu tak... łatwo. Ostatnie tchnienia wydane spośród żelaznej powłoki Marka LXXXV jest nadzwyczaj spokojne, jakby Tony dawno temu pogodził się ze śmiercią. Jakby witał się z nią, jak ze starym przyjacielem, oczekującym go od dawna, bo przecież Stark wielokrotnie płatał jej figla, wymykał się jej z rąk, kiedy ta myślała, że już go ma i że teraz jej nie ucieknie. Nic bardziej mylnego; Tony miał zbyt wiele rzeczy do zrobienia na Ziemi, żeby tak łatwo się poddać.
Tak jak każdej żywej istocie śmierć pisana była mu w dniu narodzin, ale to on, Anthony Edward Stark, zadecydował, kiedy, gdzie i na jakich zasadach umrze.
Ratując świat. Ratując swoją rodzinę. Ratując swoich bliskich. Ratując tych, którzy jeszcze się nie narodzili.
Umiera po to, aby ci, których tak bardzo kochają, mogli wrócić na Ziemię.
Kiedy więc Pepper samotnie wraca do Cold Spring, prosto do zimnego, pustego domu – prawie pustego, bo czeka tam na nią Happy oraz Morgan – pozostali mają okazję po raz pierwszy od pięciu lat zobaczyć się z bliskimi, których bestialsko odebrał im Thanos. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest to piekielnie niesprawiedliwie, że mieli ocaleć absolutnie wszyscy, ale... ale taki właśnie jest świat. Nie dostajemy niczego za darmo, zawsze musimy ponieść jakąś ofiarę.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanfictionKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...