Odłamki szkła lecą z nieba niczym świeży śnieg podczas bożonarodzeniowego poranka. W tym widoku nie ma jednak ani krzty piękna czy magii; jest co najwyżej ból i przerażenie. Trudno jest się przed nimi ukryć, ostre kryształki bowiem przyjęły sobie za zadanie zranienie jej tak boleśnie, jak to możliwe. Osłania się więc dłońmi, rozpaczliwie i gorączkowo, ale są one jak z mgły. Rozpływają się w momencie, kiedy pierwszy odłamek przecina jej jasną skórę.
Klik.
Świst wiatru brzęczy w jej uszach niczym pieprzony marsz żałobny. Jest głośny, dudni w jej głowie, siejąc przy okazji spustoszenie w całym jej ciele. Ona z kolei jedyne, co może zrobić, to pozwolić sobie samej na swobodny upadek. Pełnym łez spojrzeniem obserwuje oddalające się od niej jasnobłękitne niebo, gdy z upływającymi sekundami jest coraz bliżej ziemi. Próbuje ostatni raz schwytać piękno tego świata w poranione dłonie, tak jakby miało to poskromić jej strach i ból, rozgrzewające każdy centymetr jej organizmu.
Klik.
Oddech zamiera w jej gardle, kiedy silna, spocona dłoń zaciska się wokół jej łabędziej szyi. Z trudem obserwuje to, co się przed nią dzieje. Jej wzrok zachodzi coraz gęstszą mgłą. Żadne słowa nie potrafią wyrazić tego, jak bardzo jest teraz przerażona. Tańczy na granicy jawy i rzeczywistości. Kolory otaczających ją lasów bledną, jakby ktoś nagle zmniejszył ich saturację. Ból rozlewający się po jej ciele jest czystą poezją, czymś podobnym do szaleństwa i ekstazy; chce krzyczeć, ale odbiera jej mowę.
Klik.
Gdyby mróz miał określony zapach, pachniałby właśnie nim. Otaczające ją ramiona są takie kruche, a jednocześnie tak silne, że trudno jest je przypisać do jednej osoby. Tak jak te dłonie, mocno zaciśnięte na jej drżącym ciele, czyniące tyle samo zła, co dobra. I kiedy dopada ją myśl, że absolutnie wszystko będzie już dobrze, zostaje brutalnie spoliczkowana przez świat. Jej kat i wybawca rozpływa się w jej palcach. Przepływa przez nie niczym lodowata ciecz, zostawiając ją samą na pastwę okrutnej rzeczywistości.
Klik.
– Adeline... Adeline!
Klik.
– Adeline, obudź się!
Klik.
Rudowłosa gwałtownie zrywa się z łóżka, z trudem łapiąc oddech. Jasna koszulka z logiem Uniwersytetu Columbia przykleja się do jej pleców, co sprawia, że jej ciałem wstrząsa kolejny dreszcz. Mija chwila, zanim uświadamia sobie, że znajduje się już nie w Wakandzie, ale we własnym łóżku, na Upper West Side. A na brzegu materaca siedzi zatroskany Matt, z twarzą połowicznie oświetloną przez blask jej małej, nocnej lampki, stojącej na stoliku obok. Zapomniała ją wcześniej wyłączyć.
– Znów krzyczałam przez sen? – pyta słabo van Doren.
– Nie – odpowiada Murdock nieco zachrypniętym głosem, podsuwając jej szklankę wody z plasterkiem cytryny dryfującym po jej wierzchu. – Obudził mnie przyspieszony rytm bicia twojego serca.
Z wdzięcznością malującą się na twarzy, Adeline zabiera naczynie od przyjaciela i upija kilka sporych łyków, jakby próbowała ugasić trawiący ją od środka pożar. Bo tak właśnie się czuje, gdy obrazy z Wakandy wracają do niej każdej nocy, choć upłynął od tego czasu prawie miesiąc. Z utęsknieniem czeka na moment, w którym ogień zgaśnie, a jedyne, co pozostanie, to zgliszcza tego, co kiedyś było częścią jej życia, a teraz bezpowrotnie odeszło.
Ból po utracie bliskich jej osób – Josephine, Tony'ego, Valerie i Lokiego – zdaje się nie do wytrzymania, przynajmniej na początku. Z czasem przychodzi nienawiść do całego świata, oskarżanie niesprawiedliwego losu o zabranie tych ludzi, którzy powinni zostać tutaj, na Ziemi, za których ona sama rozpaczliwie oddałaby własne życie. Próbuje także przetrawić to, co przeżyła w Wakandzie, dwukrotnie prawie umierając, ale z dnia na dzień jest tylko gorzej. To miejsce niewątpliwie zmieniło ją na zawsze. Budzi ją w nocy jej własny, rozdzierający krzyk, a całe ciało spazmatycznie drży. A czasami nieoczekiwanie drętwieje. Przez kilka dni stara się więc nie spać, wlewając w siebie hektolitry kawy, ale to wcale nie pomaga.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanfictionKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...