14. FRIENDS

302 44 36
                                    

Audi e-tron GT gwałtownie hamuje przy jednej z kamienic na Upper West Side, zajmując kierowcy za nim ostatnie miejsce parkingowe w okolicy, dlatego też zaraz potem rozlega się agresywny dźwięk klaksonu. Cóż, wiele z tych nich zajmują auta, które już dawno przestały mieć właścicieli, więc teoretycznie wszelkie pretensje powinno się kierować do władz miasta, a nie do niego, Tony'ego Starka. A może i do niego? W końcu... nie, nie może o tym myśleć, bo zaraz znów oszaleje. A nie może. Choćby dla Pepper i ich nienarodzonego dziecka.

Wyciąga z auta niewielki karton oznaczony logiem Levain Bakery, po czym wkłada na głowę czapkę z daszkiem. Przez moment rozgląda się po okolicy. Patrzy na swoje miasto, ukochane miasto, w którym przeżył większość swoich wzlotów i upadków. Gdzie świecił jak Gwiazda Betlejemska, żeby za parę miesięcy sięgnąć dna i wylądować na sali sądowej. A później, wszem i wobec ogłosić, że jest Iron Manem. I że porzuca produkcję broni na rzecz inicjatyw, którymi rozpaczliwie pragnął odkupić wszystkie te dni życia w nieświadomości, podczas których, tuż pod jego nosem, narzędzia wychodzące spod ręki Stark Industries wyrządzały niewyobrażalne zbrodnie.

Patrzy na swoje ukochane miasto, skąpane w październikowej ulewie, jakby krople te miały zmyć całe poczucie winy, jakie nosi w sobie absolutnie każdy od tej kwietniowej katastrofy. Woda wali o asfalt, spływa po ścianach kamienic wzniesionych z czerwonej cegły. Deszcz uderza o dach jego samochodu, mrucząc cicho, że Tony powinien być cierpliwy, że musi jeszcze minąć trochę czasu, zanim wszyscy pogodzą się z tą tragedią. On także. Łzy ściekają po przedniej szybie, intensywnie, wybijając wyłącznie światu znany rytm. Jakby ciche odliczanie.

Porzucając posępne myśli, jakie kładą się cieniem na jego życie w chwilach, gdy zostaje sam na sam ze sobą, pokonuje żwawym krokiem krótki odcinek, jaki dzieli go od samochodu do budynku. Przeskakując co dwa stopnie, wchodzi do środka; deszcz ścieka z jego czapki, skórzanej kurtki, prosto na kafelki, jakimi wyłożona jest klatka schodowa na Upper West Side.

Kiedyś Adeline, gdy wciąż była z Richardem i mieszkała niedaleko parku Riverside, chowała zapasowe klucze do doniczki z paprotką zawieszoną niedaleko drzwi wejściowych, ale te czasy już przeminęły. Stark dawno temu przestał wpadać do niej z niezapowiedzianymi wizytami, do niej, albo do Richarda, żeby napić się z nim piwa i ponarzekać na to, jaki niesprawiedliwy bywa wymiar sprawiedliwości. Teraz każde z nich jest całkiem innym człowiekiem, żyjącym w całkowicie innej rzeczywistości.

Tony posłusznie więc używa dzwonka, kilkukrotnie naciskając niewielki, biały guziczek. Po wielu latach wrócił do starego nawyku niezapowiedzianych odwiedzin; tym razem zabrał ze sobą ciastka z ulubionej piekarni prawniczki, żeby spędzić z nią trochę czasu, dopóki Pepper nie wróci z dwudniowej delegacji w Teksasie. A jako, że jest sobotni poranek, Stark nawet nie zakłada, że Adeline jest gdzieś indziej niż w domu. I dlatego nie kryje zdumienia, kiedy po paru minutach oczekiwania, w progu drzwi pojawia się ktoś inny, niż van Doren. A mianowicie Elizabeth Harper, szerzej znana jako Betty, młodsza siostra Josie.

Nastolatka zamiera w bezruchu, gdy zdaje sobie sprawę, że stoi przed nią sam Anthony Stark. Cholerny Iron Man. Prędko ściera pozostałości łez z zarumienionych policzków, przywołując na twarz serdeczny uśmiech, odrobinę sztuczny, odrobinę pusty. Nie do końca wie, co powinna o tym myśleć, a już na pewno co powinna powiedzieć. Owszem, Ada mówiła jej wielokrotnie, że zna Tony'ego, no i przecież była na jego weselu, ale nie sądziła, że Stark tak ni z tego ni z owego zwyczajnie wpadnie do nich w odwiedziny. Betty nadal czuje ogromny żal do mężczyzny za sprawę z Josephine, nawet jeśli nigdy nie dowiedziała się o tym, jak zginęła Harper. Ada nadal nie znalazła odpowiednich słów, aby jej o tym powiedzieć.

– Jest może Adeline? – rzuca finalnie Tony, przerywając tę niezręczną ciszę, jaka zapadła między nim a nastolatką.

– Adeline? Ach, Adeline. – Betty potrząsa nerwowo głową, jakby dopiero teraz wróciła na ziemię. Przydługą grzywkę zebrała do tyłu za pomocą szerokiej, czarnej opaski. – Pojechała spotkać się z klientami... w sensie ktoś chce wynająć biuro Jo... Josephine... Przekazać jakąś wiadomość?

mercy ∆ avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz