Nawet śnieg wydaje się tutaj nadzwyczaj idealny, absurdalnie piękny, krystalicznie czysty.
Josie jeszcze przez moment przygląda się warstwie białego puchu, jaki pokrył zielone tereny siedziby Avengers i jej najbliższych okolic. Rzeka zamarzła już dawno temu, zaczarowana w jednej chwili, pozbawiając ich przyjemnego dźwięku pulsującej w oddali wody i wilgoci letnich nocy, skraplającej się na ich twarzach. Zima w Nowym Nowym Jorku wydaje się żywcem wyrwana z książek, z dawnych opowieści rodziców Harper, kiedy ludzie dopiero obierali intensywną i ekspansywną drogę do zniszczenia Matki Ziemi. Wszystko jest piękne, idealne, mroźne i spokojne. Aż do granic możliwości ludzkiej recepcji, bo przecież to, co jest zbyt idealne, zazwyczaj budzi wątpliwości.
Ale to wyłącznie kwestia przyzwyczajenia. W pewnym momencie Josie przestaje zauważać nadmierne przywiązanie uwagi tego świata do szczegółów, także tych najmniejszych. A Nowy Nowy Jork zaczyna być zwyczajny w swojej nadzwyczajności.
Od Świąt Bożego Narodzenia mija prawie miesiąc. Miesiąc pełen ciepła, wsparcia, rodzinnej atmosfery, o które terapeutka walczy od początku grudnia. Bardzo zależy jej na tym, aby Peter poczuł się chociaż odrobinę jak w domu, nawet jeśli te święta ma spędzić z dala od niego. Reszta mieszkańców ma jej w tym pomóc, z czego wywiązują się wprost genialnie; choć oczywiście okupione jest to mnóstwem narzekań ze strony Fury'ego i pełnych politowania spojrzeń Hill, którzy nawet na moment nie zatrzymują się w sprawie tworzenia planu powrotu na Ziemię. Jako ostatni w siedzibie wciąż walczą, bo zarówno Peter, jak i Loki, też powoli rezygnują z poszukiwań. Niechętnie godzą się z losem, mantrą wiecznie przez Josephine wypowiadaną – "Musimy być cierpliwi, musimy czekać". Dlatego więc na tych kilka dni kobieta pragnie, aby wszystko było tak, jak dawniej, a przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. I chyba im się udaje; przynajmniej tak czuje Harper, gdzieś wewnątrz siebie. A świąteczna atmosfera tylko temu sprzyja.
Z drugiego pokoju dobiegają ją dźwięki śmiechów. Dziecięcego, cichego i nastoletniego, trochę bardziej donośnego. Zaraz później rozlega się głos Petera, jaki co rusz urywa się, gdy chłopak znów zaczyna się dźwięcznie śmiać. Beztrosko, prawie tak, jakby rzeczywiście był tutaj szczęśliwy; co jest jednak słodką iluzją, o czym terapeutka doskonale wie. Chłopak przy śniadaniu obiecał zająć się Billym na jakiś czas, tak, aby Josie mogła odpocząć, bo przecież opieka nad trzymiesięcznym dzieckiem wymaga nie lada wysiłku. I zarwanych nocy.
Kobieta szczelniej otula się swetrem, podchodząc do ogromnej choinki. Wysoki świerk wciąż pachnie świeżością i surowością, jak w dniu, w którym Strange i Fury postawili go tutaj po raz pierwszy. Czysta magia. Ale święta już się skończyły, czas więc wracać do szarej, spowitej złotym błyskiem rzeczywistości. Harper zaczyna powoli ściągać pojedyncze bombki, wkładając je ostrożnie do kartonów. Rozdziela je wzorami i kolorami, tak, aby było jej łatwiej je znaleźć w przyszłym roku. Bo przecież cztery zimy dzielą ich od powrotu do domu.
Niedzielny wieczór jest więc spokojny, cichy i całkowicie niewinny.
Nie ma bladego pojęcia, w którym momencie wszyscy, a w szczególności ona i Peter, poczuli się tutaj bezpiecznie. Jak w domu. Przestały ją nawet doprowadzać do stanu przedzawałowego chwile, kiedy Loki nieoczekiwanie pojawia się w siedzibie, po wielu tygodniach nieobecności i ucieczek z Nowego Nowego Jorku. A w ostatnim czasie coraz częściej znika. Na długie dni, wracając wyłącznie po to, aby pokazać, że "Hej, wciąż żyję i mam się bardzo dobrze". A przynajmniej tak myśli Josie, będąc pewną, że pewnego dnia nie zobaczy go już więcej. Bo Loki zwyczajnie zniknie.
Ale to jeszcze nie dziś.
– Jak tam twoje wakacje? – rzuca pod nosem Harper, robiąc aluzję do jego zniknięcia na czas Bożego Narodzenia i Sylwestra.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanficKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...