W obecnej chwili nie ma nikogo, kogo Loki Laufeyson nienawidziłby bardziej od Adeline van Doren.
Ma ochotę skręcić jej kark, pozwalając, aby przyjemny dźwięk trzaskanych kości jeszcze przez parę sekund brzęczał mu w uszach. Ma ochotę wbić w jej pierś jeden z ukochanych sztyletów, przekręcając go pod jej skórą tak, aby wyrządzić jej jeszcze więcej bólu. Ma ochotę własnoręcznie wyrwać jej wciąż bijące serce, a potem zdeptać je na jej oczach i powoli, z największą starannością, zlizać zakrzepłą krew ze swoich szczupłych palców. Ma ochotę zacisnąć dłonie na mlecznobiałej skórze jej szyi, pozbawiając jej powietrza z każdą kolejną sekundą, dopóki jej ciało nie wyda z siebie ostatniego tchnienia, a później z hukiem upadnie na podłogę. Ma ochotę doprowadzić ją do płaczu, postawić na granicy szaleństwa, po czym brutalnie zrzucić na samo dno, nasłuchując, jak jej czaszka rozbija się na tysiące małych kawałeczków, podczas gdy jej włosy nabierają ciemnej, ciężkiej barwy. Ma ochotę katować ją najprostszym zaklęciem, cichym pomrukiem, patrząc, jak wije się w konwulsjach u jego stóp, błagając o to, aby przestał.
Ma ochotę ją zabić, osobiście, w ostatnim akcie czystego szaleństwa, ale jak na ironię, jedyną rzeczą, jaką widzi przed oczami, jest jej szeroki, pełen szczerości i blasku uśmiech.
Jest tak sakramencko wściekły na nią za to, że nieproszona wpadła do jego życia, poprzewracała wszystko do góry nogami, niczym pieprzony huragan, a na sam koniec – kiedy on zarządzał zapłaty za ów wyrządzony chaos – uciekła z podkulonym ogonem. Zaufał jej na swój własny, toksyczny sposób, otworzył się przed nią na tamtej cholernej rozprawie, a ona... a ona śmiała tak po prostu odejść, zostawiając go na pastwę jakiegoś żółtodzioba, który myśli, że złapał samego Pana Boga za kostki, dostając robotę u Starka. Adeline pozwoliła uwierzyć mu w to, że ktoś jeszcze może obdarzyć go krztyną miłości, a później brutalnie mu to przekonanie odebrała, wyrwała z rąk, krzycząc, że jest tylko i wyłącznie potworem, którego nigdy nie byłaby w stanie pokochać.
On, nordycki bóg, książę Asgardu, wcielenie chaosu i kłamstwa, został zdradzony, pokonany przez człowieka; nic nie wartą kobietę, jaką jeszcze kilka lat temu w najlepszym wypadku po prostu by zabił; istotę ułomną, słabą, głupią, mającą czelność się do niego zbliżyć, a następnie zabrać wszystko i odejść, jakby nic nigdy dla niej nie znaczył.
Zniknęła z dnia na dzień, zostawiając po sobie zaledwie kilka wspomnień, mnóstwo notatek porozrzucanych po jego sypialni i zdjęcia zrobione im w trakcie rozpraw. Gdyby nie to, Loki mógłby pomyśleć, że Adeline nigdy nie istniała. Że była wymysłem jego umysłu, wynikiem wszechogarniającej samotności, którą kocha i nienawidzi jednocześnie.
Przed wcieleniem jego gróźb w życie powstrzymuje go... No właśnie, co? Na pewno nie drzwi pancerne, tysiące zabezpieczeń siedziby Avengers ani starkowy lokalizator zawieszony wokół jego kostki. Powstrzymuje go co najwyżej świadomość, że sam do tego dopuścił, sam pozwolił zbliżyć jej się tak niebezpiecznie blisko, przekroczyć granicę, jaka nigdy nie powinna zostać przekroczona. Łatwiej jednak o palące uczucie odrzucenia i wstydu oskarżyć ją niż samego siebie.
Na początku próbował niewinnie niszczyć jej osobę jadowitymi słowami, toksycznymi spojrzeniami, chłodnym dystansem, ale ostatecznie Adeline zaimponowała mu swoją siłą. Być może właśnie dlatego pozwolił jej zbliżyć się do siebie; był zafascynowany jej osobą, choć ludzką, to nietuzinkową. Ich sylwestrowy pocałunek był jakimś impulsem, że powinien tego zaprzestać, bo ją krzywdzi. Przez kolejne dni nie mógł patrzeć na jej usta, widząc przebijające się przez jej szminkę sińce; a wszystko dlatego on, Loki, najzwyczajniej w świecie nie potrafi kontrolować ani siebie, ani swoich pragnień. Wtedy też obiecał sobie, że nigdy więcej jej nie pocałuje, bojąc się, że jeśli to zrobi, nie będzie wiedział, jak przestać. I przez to znów ją skrzywdzi. Czy tak właśnie wygląda troska o drugą osobę?

CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanfictionKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...