– Pepper! – Zdenerwowany głos Adeline boleśnie odbija się od szklanych ścian siedziby Avengers. – Co z Tonym?
Gdy dzisiaj rano prawniczka włącza poranne wiadomości, nie chcąc jeść śniadania w całkowitej ciszy, pierwszą rzeczą, jaką zostaje przywitana, jest informacja o ataku na Nowy Jork i zaginięciu Starka. Całkowicie traci apetyt, czując, jak robi jej się ciężko na żołądku. Zabiera ze sobą tylko płaszcz i paczkę papierosów, po czym wsiada do auta i jedzie prosto do siedziby Avengers. Ma ogromną nadzieję, że kiedy wejdzie do środka, od razu przywita ją ciepły, choć trochę nieobecny uśmiech Tony'ego, a on sam zaproponuje jej kawę i rzuci pod nosem, że cieszy go to, że jeszcze nie umarła z nudów na swoim mega nudnym uniwersytecie. Ale nic takiego nie ma miejsca. Trafia tylko na Pepper, rozżaloną, trochę wściekłą, a już na pewno z trudem powstrzymującą się od tego, aby nie wybuchnąć płaczem.
– Poszliśmy pobiegać do Central Parku, Rozmawialiśmy o... – Potts milknie na chwilę, wpatrując się w ogromny ekran telewizora. Uważnie śledzi kolejne doniesienia w specjalnym wydaniu serwisu informacyjnego CNN. – Och, nieważne. Potem zjawił się Strange... Powiedział, że potrzebuje pomocy Tony'ego... I wtedy widziałam go po raz ostatni...
Jej głos drży, tak samo, jak dłonie, w których mocno ściska kubek z herbatą. Krąży nerwowo po salonie, wręcz podskakując na każdą wzmiankę o Tonym, jaka pojawia się w telewizji. Ada sama siedzi jak na szpilkach – ona i Stark są sobie cholernie bliscy, wręcz ulepieni z tej samej gliny i nieważne, że czasami nie gadają ze sobą przez długie miesiące, bo i tak jedno za drugie oddałoby życie – dlatego też nie chce wiedzieć, jak obecnie czuje się Potts. I jak, cholera, czuje się Josie, bo ona pewnie też już wie o zaginięciu Tony'ego. Teraz nawet nie ma większego znaczenia to, jak bardzo Harper próbuje o nim zapomnieć, dość skutecznie swoją drogą. Trudno bowiem być chłodnym, obojętnym, trudno nie przejmować się jego losem w obliczu tak przerażających wydarzeń.
Operator robi właśnie zbliżenie na ogromny statek: wyglądem przypomina oponę, dziwaczną, przerażającą, unoszącą się tuż nad ich głowami. Adeline prawie krztusi się powietrzem, kiedy nieoczekiwanie dociera do niej jeden, zasadniczy fakt.
– On jest na tym statku – szepcze, ledwie poruszając wargami. – On jest, kurwa, na tym statku.
Pepper wprost piorunuje ją wzrokiem. Następnie przenosi spojrzenie na ekran telewizora, a później na leżący na stoliku smartfon. Chwyta go w dłoń i wychodzi, zostawiając prawniczkę samą. Jednak nie na długo, bo nagle w salonie pojawia się Banner, równie zdenerwowany, co pozostali. A może i jeszcze bardziej.
– Bruce, co się tutaj, do cholery, dzieje?
Zlęknione spojrzenie mężczyzny ląduje na twarzy rudowłosej. I van Doren nie potrzebuje już odpowiedzi. Nadzwyczaj wyraźnie widzi ją w jego przestraszonych oczach.
– Thor poinformował nas, że nadchodzi Thanos – wyjaśnia Banner, za wszelką cenę starając się brzmieć na tyle spokojnie, na ile pozwala na to sytuacja. – Znaczy się...
– Wiem, kim jest Thanos – przerywa mu Ada, czując jednocześnie, jak robi jej się słabo. Loki wystarczająco wiele powiedział jej o nim w trakcie rozprawy. I dlatego teraz słowa Bruce'a brzmią jak pieprzony wyrok śmierci, coś, przed czym nie mogą uciec.
– Loki?
– Tak – przytakuje ona. – To Thanos nasłał Lokiego i armię Chitauri. Atak na Nowy Jork to jego robota.
Oczy Bannera rozszerzają się, uporczywie wpatrując się w bladą, pełną powagi twarz van Doren.
– Mam naprawdę dużo do nadrobienia.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanfictionKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...