Pogrążeni są w niezwykle dziwnym milczeniu, piekielnie trudnej, głośnej ciszy.
Peter to teraz jedyna osoba na pokładzie, która nie zastygła niczym marmurowy posąg. Wciąż skacze po statku, zaglądając do każdego z jego zakamarków, zapewne po to, aby zabić czas i nudę. Stephen, wyraźnie zirytowany ciągłymi pretensjami Starka, przysiadł gdzieś na brzegu schodów, medytując w spokoju. Tony natomiast stoi z rękami skrzyżowanymi na piersi, wpatrując się w pokonywaną przez nich przestrzeń kosmiczną. Josephine z kolei wyrywa się z bezruchu i zaczyna bez celu kręcić się po mostku statku, próbując zebrać zgubione po drodze myśli.
Ukradkiem przesuwa dłonią po nieznacznie wystającym brzuchu – naprawdę trzeba się dobrze przyjrzeć, żeby zauważyć jakąkolwiek różnicę – dochodząc do wniosku, że Stark nigdy nie powinien dowiedzieć się o tym, że nosi pod sercem jego dziecko. Uświadamia sobie również to, że musi tutaj być, dopilnować, aby wszystko poszło zgodnie z planem – nawet jeśli wciąż nie mają żadnego – żeby ona i jej maleństwo mieli jeszcze do czego wracać.
– Przestań się tak kręcić, Josie, wybija mnie to z rytmu – mruczy Tony, odwracając się do niej przez ramię.
Harper zastyga w bezruchu, w odległości zaledwie kilku centymetrów od niego.
– Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Dawaj, idź na całość.
Marszcząc brwi, Tony przygląda się jej twardym, a jednocześnie pełnym czułości spojrzeniem. Niesamowita mieszanka, na którą jednak ona nie zwraca żadnej uwagi. Jest zbyt zajęta byciem wściekłą na to, co się dookoła nich dzieje, żeby zaprzątać sobie głowę takimi błahostkami.
– Dlaczego tutaj jesteś? – szepcze, tak, jakby się bał, że ktoś może ich usłyszeć. – Dlaczego to robisz?
Uparcie wpatrując się w jego ciemnobrązowe oczy, Josie zaciska usta w cienką linijkę.
– A jak myślisz? – mruczy gniewnie, z trudem powstrzymując się od krzyku. – Bo cię kocham, palancie. I nie chcę, żeby stała ci się krzywda – wyrzuca z siebie na jednym wydechu, całkiem nieoczekiwanie, jakby na krótki ułamek czasu straciła panowanie nad sobą. Czuje się jednak tak, jakby pozbyła się z piersi ciężkiego balastu i nareszcie mogła swobodnie odetchnąć. Chyba naprawdę nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, hm?
Tak. To wyznanie ogromnie, kurwa, gigantycznie go zaskakuje. Ale jedyne, na co go stać, to zwykłe, bolesne milczenie. Patrzy tylko w poczerwieniałą ze złości twarz Jospehine, nadal będąc w całkowitym szoku. Nie spodziewał się, że Harper byłaby w stanie kiedykolwiek odwzajemnić jego uczucia. Zawsze myślał, że traktuje go wyłącznie jak pacjenta, nawet jeśli złamała dla niego naprawdę wiele zasad i w pewnym momencie byli ze sobą bardzo, bardzo blisko. To jego rolą było jej kochanie: po cichutku, z każdym dniem coraz mocniej, nie przyznając się do tego nawet przed samym sobą. Naprawdę cholernie bał się ją zniszczyć. I wiedział, że nie zasługuje na nią, więc wolał po prostu trzymać uczucia na wodzy.
A teraz... teraz okazuje się, że ona również go kocha. Cholera, poszli ze sobą do łóżka, a on, głupiutki Stark o naprawdę małym rozumku, nie miał krzty odwagi pomyśleć, że to może znaczyć coś więcej. Że gdyby tak szybko nie odpuścił, gdyby nie uciekł z podkulonym ogonem do Pepper, być może on i Josie... Och, nawet jeśli pragnie jej tak bardzo, nawet jeśli to ona zdaje się być tą, na którą czekał całe życie, to nie ma znaczenia... Oni nigdy nie będą mieli racji bytu.
– Dlatego zrezygnowałaś, tak? Z roli mojej psychoterapeutki? – pyta zamiast tego. Czasami prawda to nie jest dobra odpowiedź, czasami lepiej ją przemilczeć, zachować wyłącznie dla siebie. Tony zrobi absolutnie wszystko, byle nie mówić o swoich uczuciach na głos.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanficKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...