– Adeline, obudź się.
Kiedy kobieta z trudem otwiera oczy, dostrzega klęczącego nad sobą Matthew. Na jego twarzy zauważa kilka niewielkich ran, z których sączy się świeża krew, jego okulary zaś, doszczętnie potłuczone, zwisają mu z nosa. Ada dopiero po dwóch, trzech sekundach przypominania sobie, co się stało. Ułamki wcześniej zdążyła aktywować starkową zbroję i ukryć pod nią ciało Matta, aby uratować go od śmierci pod gruzami rozpadającego się budynku. Musiała jednak na krótko stracić przytomność, bo tego, co stało się potem, już nie pamięta. Murdock wyciąga w jej kierunku okurzoną dłoń, którą van Doren przyjmuje z wdzięcznością. Całkowicie pozbywa się hełmu i podnosi ciało z podłogi, a raczej czegoś, co kiedyś podłogą było; teraz, jak okiem sięgnąć, otaczają ich ruiny siedziby Avengers.
– Gdzie... jest reszta?
– Nie wiem – odpowiada Matt, strzepując z włosów prawniczki drobinki gruzu, które sypią się z resztek sufitu. – Straciłem ich z zasięgu wzroku, gdy pocisk uderzył w siedzibę.
Van Doren przesuwa dłonią po twarzy, zbierając z niej pyłki kurzu. Wapienny posmak pozostaje na końcu jej języka, czy tego chce, czy też nie. Poza tępym bólem z tyłu głowy nic jej na szczęście nie dolega; zbroja Tony'ego przyniosła owocne skutki, a także strategiczne miejsce, w którym się znaleźli. Fakt, że w trakcie ataku byli blisko wyjścia, uratował ich przed upadkiem w ogromny krater, a także przed zmiażdżeniem przez ogromne, betonowe ściany.
Ale strach i tak sprawia, że mimowolnie robi jej się coraz ciężej na piersi; Adeline zaczyna walkę z duszącym oddechem siedzącym w jej piersi. Stara się go uspokoić, tak jak resztę własnego ciała, nie pozwalając, aby atak paniki i stare, zabliźnione rany przejęły teraz nad nią całkowitą kontrolę. Matt doskonale zdając sobie sprawę z tego, co dzieje się wewnątrz prawniczki, przytula ją do siebie. Własnym oddechem stara się uregulować ten należący do niej, co z każdą kolejną sekundą zaczyna przynosić pozytywne efekty. Rozmyśla również nad tym, jak zabrać ją w jakieś bezpieczne miejsce, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że kobieta nie ruszy się stąd choćby na centymetr.
– O wielkie nieba, jesteście cali! – wykrzykuje Thor, gdy zauważa Murdocka i van Doren w jednym kawałku.
Stark od razu pojawia się przy przyjaciółce, upewniając się, że naprawdę nic jej nie jest. Zaprojektowana przez niego zbroja spełniła powierzone jej zadanie, dlatego Tony może odetchnąć z ulgą. Uśmiecha się do niej łagodnie, z krótkotrwałą radością malującą się na jego twarzy. Może i nie ma bladego pojęcia, co się tutaj, do cholery, dzieje, ale przynajmniej ma pewność, że Adzie nic nie jest. Czego o reszcie niestety nie może powiedzieć, bo w trakcie ataku stracił łączność z Rhodeyem, Clintem, Bruce'em i pozostałymi.
Wzrok Adeline natychmiast przykuwa krwawiąca rana na głowie Tony'ego; ciemnoczerwony płyn spływa po jego skroni, skapując na żelazną zbroję. Prawniczka przesuwa opuszkami palców po jego ranie, ze łzami w oczach. Z całych sił pragnie zabrać od niego to cierpienie, choć wie, że to oczywiście niemożliwe. Zamiast tego więc całuje go w czoło, jakby na pożegnanie, choć nie może jeszcze o tym wiedzieć.
– Musicie uciekać – oświadcza nagle Stark, układając sobie dłoń na jej ramieniu. – Twoja zbroja was stąd zabierze.
– Nie ma mowy – obrusza się natychmiast van Doren. – Jestem z wami do samego końca.
– I ja też – dodaje Murdock, pewnie i jasno, tonem nieprzyjmującym sprzeciwu.
Tony marszczy brwi, przenosząc wzrok na Matthew.
– Bez urazy, ale jesteś... ślepy. Więc jak możesz nam pomóc?
Po twarzy Adeline przebiega pełen rozbawienia, ale i zmęczenia uśmiech. Na krótkie sekundy łapie Matta za rękę.

CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanfictionKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...