Kiedy Tony i Pepper mówią sobie sakramentalne tak, Adeline nawet nie kryje łez.
Tak cholernie dobrze jest widzieć swojego przyjaciela w jednym kawałku, całego i zdrowego, na ślubnym kobiercu z kobietą, która od lat wiernie trwała u jego boku. Pepper, zakochana w Tonym Pepper, także wtedy, gdy był wyłącznie jej szefem. Czasami okrutnym, czasami uroczym szefem o naprawdę malutkim rozumku. Ale Potts była cierpliwa, zawsze, wielkoduszna, zawsze, i dlatego bez słowa przyjmowała wszystko na swoją drobną pierś, gotowa rzucić się w ogień za tym idiotą. Szkoda, że Tony uświadomił to sobie dopiero kilka lat temu, a nie wtedy, jeszcze przed wypadkiem w Afganistanie. Ale lepiej późno, niż wcale, prawda? W końcu udało im się odnaleźć własną drogę, ścieżkę wspólnego życia, pośród ostrych kłótni, płaczliwych powrotów, złych i dobrych dni.
Odnaleźli siebie.
Josie byłaby z niego dumna, że postanowił zawalczyć o siebie i o własną przyszłość, że postanowił wykorzystać drugą szansę i zacząć wszystko od nowa. Nawet jeśli złamałoby jej to serce, jej małe, kruche serce.
Ceremonia jest skromna, bardzo kameralna. Nikt nie zabrał ze sobą osoby towarzyszącej, jakby nie chciał tym samym naruszać prywatnej sfery młodej pary. Goście przyszli sami, przez co atmosfera na weselu jest o wiele luźniejsza, bardziej otwarta. Przy długim, dębowym stole, ustawionym w cieniu nowego domu Tony'ego i Pepper, zasiadają wyłącznie najbliżsi z najbliższych, zarówno ze strony pana młodego, jak i panny młodej. I teraz są jak jedna, wielka rodzina. W tym miejscu, w tym dniu, najważniejszym w życiu Starka, łączy się jego przeszłość i teraźniejszość, formując lepszą przyszłość. Nowe życie, z anielską panną Potts, ubraną w długą, prostą suknię i włosami upiętymi w wysoki, jasny kok, która pod sercem nosi ich pierwsze dziecko. I która będzie uszczęśliwiać go każdego kolejnego dnia, do końca ich życia, póki śmierć ich nie rozłączy.
Adeline może z czystym sercem przyznać, że ten dzień, to wydarzenie, to dokładnie to, czego potrzebowali. Powodu do uśmiechu, czegoś, co przywróci im wiarę w to, że jeszcze wszystko może się jakoś ułożyć. Tony tryska energią, tak samo jak Pepper, co udziela się absolutnie każdemu. Tego popołudnia rozmawiają się i śmieją, tańczą i jedzą, prawie tak, jakby udało im się wreszcie pogodzić z tragedią, jaką naznaczył ich Thanos.
– Zdrowie młodej pary! – woła Bruce z drugiego końca stołu, unosząc wysoko kieliszek z szampanem. Wciąż jest w ludzkiej formie, chociaż z tego co van Doren słyszała, zaczął on pracować nad permanentnym połączeniem z zieleniną Hulka.
– Myślałem, że nigdy nie dożyję jego ślubu. Naprawdę – szepcze Richard, pochylając się w stronę Adeline.
Stukot kieliszków roznosi się echem, niosąc się po wodzie, na drugi brzeg rzeki Hudson. Dokładnie tak, jakby dźwięk ten miał płynąć przez cały świat, niosąc nadzieję i miłość.
– Uwierz, myślałam, że prędzej piekło zamarznie, niż ten playboy się ustatkuje – oznajmia ona ze śmiechem. – Ale jak widać, wszystko na tym świecie jest możliwe.
– O czym tak tam spiskujecie, van Dorenowie? – rzuca żartobliwie Tony. Posyła szeroki uśmiech w ich stronę.
– Zakładamy się o to, czy urodzi wam się dziewczynka, czy chłopiec – wyjaśnia Richard ze śmiechem. – Ada obstawia dziewczynkę.
Pepper z czułością kładzie dłoń na ramieniu męża, dołączając do ich rozmowy:
– To jesteśmy dwie.
Tony udaje, że to wyznanie kompletnie go zdziwiło i załamało. Łapie się teatralnie za pierś, zwracając się w kierunku Pepper.
– No wiesz co? – mówi z udawanym oburzeniem. – I ty przeciwko mnie?
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanficKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...